12/31/2013

16 stycznia: Św. Marceli I, papież




(zm. 309)

Po straceniu papieża św. Marcelina I (poprzednika Marcelego) w 304 roku nastąpił wakans na Stolicy Apostolskiej z powodu trwających wciąż ciężkich prześladowań wszczętych przez Dioklecjana. Formalnie nikt nie sprawował najwyższej władzy w Kościele, praktycznie jednak ktoś musiał wziąć ciężar rządów na swoje barki. Uczynił to syn obywatela rzymskiego Benedykta, prezbiter Marceli.

O życiu jego nie wiadomo wiele, znane jest kilka zasług, jakie położył dla Kościoła oraz przybliżone okoliczności śmierci. Po złagodzeniu prześladowań za panowania Maksencjusza, Marceli zasiadł na tronie Piotrowym w roku 308. Zreorganizował coraz rozleglejszą diecezję rzymską, dzieląc ją na dwadzieścia pięć parafii zarządzanych przez prezbiterów. Przejawiał troskę o doczesne szczątki zmarłych duchownych i wiernych, polecając poszczególnym zarządcom parafii czuwanie nad wybranymi cmentarzami oraz zakładając nowy cmentarz przy via Salaria.

Po kilku miesiącach został wygnany przez augusta Maksencjusza. Twierdzi się, że miało to miejsce z powodu zamieszek, jakie wywołali tak zwani lapsi (czyli ci chrześcijanie, którzy zaparli się wiary, a potem pragnęli wrócić na łono Kościoła). Papież Marceli nakładał na nich ostre pokuty, przeciwko którym mieli się zbuntować. Ponadto spierano się, czy biskup Rzymu ma prawo przedłużania i skracania pokuty. Inne podania głoszą, iż powodem banicji była odmowa złożenia urzędu.

Istnieją również dwie wersje dotyczące okoliczności wygnania. Jedna z nich mówi, iż papież zmarł na wygnaniu, zajmując się wypasem bydła, inne zaś (dokument Passio Marceli) twierdzą, że po jakimś czasie powrócił do Rzymu i tam pojmany przez wojska cesarskie pracował w stajni, w którą przemieniono kościół papieski. W każdym razie jest pewne, że cierpiał za wiarę, a przez niektórych był nawet czczony jako męczennik.

Święty został pochowany obok swego poprzednika na cmentarzu św. Pryscylli. Papież św. Damazy I nakazał umieścić ośmiowierszowe epitafium heksametrem na jego grobie, w którym opiewane były zasługi tego Chrystusowego namiestnika. Niestety tekst nie dochował się do naszych czasów. Do grobu ciągnęły rzesze pielgrzymów.

Sława świętego papieża rozbłysła nowym blaskiem w historii Polski, kiedy w roku 1251 Tatarzy zbliżyli się do Raciborza, mieli wówczas ujrzeć cudowne oblicze papieża i odstąpić od oblężenia. Dlatego właśnie Marceli I został patronem tego miasta.

17 stycznia: Św. Antoni Wielki


Francisco de Zurbarán

(zm. 356)

Żyjący ponad sto lat – od połowy III do połowy IV wieku – pustelnik Antoni, nazywany Wielkim, Pustelnikiem albo Opatem, był jednym z bliskowschodnich Ojców Pustyni i uważany jest za twórcę anachoretyzmu. Anachoretami nazywano pustelników, którzy w samotnym życiu poszukiwali drogi zbawiennej – inaczej niż cenobici, którzy żyli we wspólnotach klasztornych. Abba Antoni jest postacią dość popularną, co znalazło swój wyraz chociażby w dużej ilości dzieł sztuki przedstawiających sceny z jego życia (takich jak kuszenie św. Antoniego).

Rodem Egipcjanin, przyszedł na świat w miejscowości Keman w środkowej części kraju nad Nilem. Wywodził się z koptyjskiej rodziny, a więc był wychowany w wierze chrześcijańskiej. Od najmłodszych lat z wielką skwapliwością poszukiwał towarzystwa ludzi żyjących Wiarą, o czym pięknie pisze ks. Skarga w żywocie Świętego: „O kimkolwiek pobożnym, i świątobliwość jaką żywota prowadzącym, usłyszał, tam bieżał, jako pszczoła, miód cnót rozmaitych z każdego kwiecia zbierając”.

W wieku dwudziestu lat został osierocony wraz z młodszą siostrą przez zamożnych rodziców. Pozostał jedynym opiekunem dziewczynki i zarządcą majątku. Sytuacja ta przysparzała mu niemałego zmartwienia, gdyż od jakiegoś czasu zamyślał o obraniu drogi pustelniczego żywota. Pewnego razu, gdy przyszedł na Mszę, był akurat odczytywany fragment Ewangelii o bogatym młodzieńcu poszukującym drogi doskonałości. Zrozumiał ten znak Boży. Dla swej siostry odnalazł opiekunów odpowiedniejszych niż młody samotny człowiek, jakim był, uposażył ją, a resztę majętności rozdał ubogim.


Przeciwko legionom demonów

Antoni ukrył się przed światem w ruinach nieopodal rodzinnej miejscowości. Wkrótce zgromadziło się wokół niego mnóstwo uczniów, on jednak uciekł przed sławą na Pustynię Libijską, gdzie ćwiczył się w bogomyślności i zaparciu samego siebie. Gdy tak postępował w dobrym, diabeł począł dręczyć go licznymi pokusami, chcąc koniecznie odwieść od kroczenia tą drogą. Naprzód próbował omamić go tym, co pozostawił w życiu świeckim, a więc majątkiem, wspomnieniem małej siostrzyczki i dostatkiem smakowitych pokarmów, a gdy to nie odniosło skutku, nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia uderzył w punkt najczulszy męskiej natury, podsuwając nasilone pokusy przeciwko czystości. Poradził sobie Święty sposobami, jakie Kościół zalecał zawsze w podobnych przypadkach, mianowicie umartwieniem i rozważaniem rzeczywistości piekła oraz kar, jakie czekają tych chrześcijan, którzy ulegają grzechowi i nie chcą pokutować.

Wciąż deptany przez dzielnego chrześcijanina przebiegły wąż zdecydował się przystąpić do otwartej walki, podobnie jak czynił to wiele wieków później z opierającym się jego zakusom świętym ojcem Pio. Napadł na młodzieńca z legionem demonów i tak dotkliwie pobił go, iż Antoni utracił przytomność. Na człowieku, który nosił mu regularnie jedzenie zrobił wrażenie umarłego. Ów dobry przybysz zaniósł go do miasta i już myślał o pogrzebie, gdy eremita przebudził się i poprosił o zaniesienie go z powrotem na pustynię. W żadnym wypadku nie chciał bowiem dezerterować z pola walki o wieczność i honor sługi Bożego.

Wówczas szatan podjął ostatnią próbę złamania mężnego wyznawcy Chrystusowego. Zebrał „wojsko” ze wszystkich dzikich zwierząt, jakie zamieszkiwały tamte strony i przyprowadził je pod szałas Antoniego. Okryty ranami, pozbawiony możliwości ruchu Święty usłyszał złowrogie ryki wygłodniałych bestii. W tej chwili odczuł dobitnie, iż jedyną bronią, jaką posiada jest moc ducha ożywionego wiarą. Wykrzyczał pod adresem księcia ciemności i jego wysłanników, iż bez woli Bożej nic się nie dzieje i zakończył słowami: „Próżno się kusicie, znak krzyża świętego, a wiara w Pana naszego Jezusa Chrystusa mocnym mi a niezdobytym przeciw wam murem jest”. Trzykrotnie pokonany diabeł musiał ustąpić, co we właściwym sobie poetycznym stylu opisuje Skarga: „Zatem jako ćma od słońca i proch od wiatru nieprzyjaciele się rozproszyli i uciekli, a światłość go wielka z nieba nawiedziła”.


Światło Wiary ze Wschodu

W wielokilometrowym oddaleniu od wszelkich osad ludzkich św. Antoni odnosił tak spektakularne zwycięstwa nad mocami ciemności. Pan Bóg jednakże zechciał powołać go także do zewnętrznych czynności. Heroiczne cnoty egipskiego anachorety stawały się bronią w walce z pogaństwem i herezją – po dwakroć bowiem udawał się on do Aleksandrii, po raz pierwszy jeszcze w roku 311, gdy trwały ostatnie przed tak zwanym edyktem mediolańskim prześladowania, za drugim razem zaś w roku 335, aby wesprzeć św. Atanazego Wielkiego przeciwko błędom Ariusza. Po niesprawiedliwym wygnaniu świętego patriarchy z Aleksandrii obaj mężowie udali się wspólnie na pustynię, a Atanazy został na jakiś czas uczniem Antoniego. Jemu właśnie zawdzięczamy pierwszy i zawierający najpewniejsze informacje żywot słynnego anachorety.

Ze swej lepianki na pustkowiu Święty wyruszał do pobliskich miast i wsi, aby nieść sprawiedliwość i pokrzepienie pokrzywdzonym. Prowadził także korespondencję z Konstantynem Wielkim i z jego synami, ułatwiając tym samym dostęp łaski Bożej do cesarskiego dworu, którego wrota otworzył dla prawdziwej religii właśnie Konstantyn. Wkład egipskiego świętego w życie Kościoła jest nie do przecenienia, kiedy bowiem ustały prześladowania wydające wspaniałe owoce męczeństwa, chrześcijaństwo potrzebowało nowych dróg świętości. Jedną z nich stało się właśnie radykalne zaprzeczenie własnych potrzeb w imię miłości Bożej, którego wzorem stał się św. Antoni.

W obecnym miejscu odosobnienia również odnalazły go rzesze naśladowców, których tym razem przyjął za uczniów. Anachoreta z Pustyni Libijskiej nazywany jest opatem, choć nigdy formalnie tej funkcji nie pełnił, ale patronował tak wielkiej liczbie uciekinierów z duchowej pustyni świata (podobno było ich około sześciu tysięcy), że miano to wydaje się odpowiednie. Liczne rady duchowe kierował w listach do swych współbraci. Na podstawie jego nauk i stylu życia sporządzono regułę, która przekroczyła granice Bliskiego Wschodu, docierając nawet do Rzymu.

Abba Antoni zmarł w wieku ponad stu lat i od razu został otoczony gorącym kultem. W VI wieku z polecenia cesarza Justyniana dokonano translacji jego relikwii do Aleksandrii, skąd w VII wieku trafiły do Konstantynopola podczas najazdu Arabów na Egipt. W XII wieku Krzyżowcy przenieśli je do Monte-Saint-Didier, w końcu zaś spoczęły w Saint Julien koło Arles.



Hieronim Bosch, Kuszenie św. Antoniego (pomiędzy 1500 a 1525)

18 stycznia: Bł. Regina Protmann



(1552 – 1613)

Bł. Regina Protmann urodziła się na ziemi warmińskiej, nazywanej wówczas świętą Warmią, ponieważ jako jeden z niewielu regionów całkowicie oparła się zalewowi protestantyzmu. Pochodziła z zamożnej niemieckiej rodziny o kupieckich tradycjach. Rodzice inwestowali w rozwój swojej córki – nabyła ona różne umiejętności w zakładzie dla dziewcząt prowadzonym przez jezuitów. Udzielała się w Sodalicji Mariańskiej.

Natura również sprzyjała młodej Reginie, obdarzyła ją urodą i wdzięcznym usposobieniem, zjednującym ludzką sympatię. Błyskotliwa, znająca swoją wartość dziewczyna znalazła upodobanie w pięknych strojach, a atencja innych osób sprawiała jej satysfakcję. Wszystko w jej życiu układało się nader zwyczajnie, aż do momentu przełomowego, który nastąpił w roku 1571.

W okolicy wybuchła zaraza. Fakt ten, straszny wprawdzie, ale powszechny w owych czasach, wywarł wielkie wrażenie na dziewiętnastoletniej Reginie. Postanowiła poświęcić się pomocy zarażonym, rezygnując z tego, co ofiarowywał jej świat, a więc z poślubienia majętnego kawalera z dobrego domu i ze wszystkich pociech, jakie Pan Bóg dał człowiekowi w świeckim życiu.

Wraz z dwiema koleżankami zamieszkała w opuszczonym domu przy parafii, gdzie ćwiczyły się w życiu kontemplacyjnym i umartwionym. Czas zarazy i skromne mieszkanie nie sprzyjały wygodzie, wzmacniały jednak ducha, hartującego się w wyrzeczeniu dla miłości Bożej. Z czasem zakres obowiązków owych pobożnych niewiast rozszerzył się – nie tylko zajmowały się chorymi, ale także nauczały młodzież, dbały o porządek w kościele i szyły szaty liturgiczne.

Takie były początki rozpowszechnionego później zakonu katarzynek, który powstał na podstawie reguły napisanej przez Reginę. W roku 1583 biskup warmiński Marcin Kromer (wybitny humanista, autor między innymi Kroniki polskiej, następca na biskupstwie sławnego Stanisława Hozjusza) zatwierdził regułę. Kościół wzbogacił się o nową wspólnotę – Zgromadzenie Sióstr św. Katarzyny Dziewicy i Męczennicy, którego patronką stała się święta, która oddała życie za Chrystusa w Aleksandrii na początku IV wieku.

Dewizą zakonu stały się słowa: „Jak Bóg chce”, zaś jego charyzmat był szczególny, ponieważ kładł duży nacisk na apostolat poza granicami klasztoru, w przeciwieństwie do innych ówczesnych zgromadzeń. W regule czytamy: „Nie uciekajcie od świata, ale nieustannie stawajcie mu naprzeciw, włączajcie się i przyjmujcie go. Posługa potrzebującym i chorym ma pierwszeństwo wobec jakichkolwiek formalnych reguł”. Ta odważna deklaracja świadczy o nowatorstwie, ale i o sile przebicia świętej Założycielki.

Jednocześnie w zakonie nie brakowało ducha tradycyjnej pobożności. Matka Regina, sama nieunikająca żadnej pracy i spędzająca długie godziny na adoracji Pana Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie, zwracała się do sióstr: „Jeśli chcecie zwycięsko przetrwać doświadczenia, bądźcie pokorne, kochajcie posłuszeństwo i módlcie się”. Bł. Regina Protmann była przełożoną do końca życia, a po jej śmierci zgromadzenie przetrwało setki lat. Dziś siostry katarzynki działają w dziesięciu krajach świata. Ojciec Święty Jan Paweł II policzył matkę Reginę w poczet błogosławionych Kościoła katolickiego.

19 stycznia: Św. Józef Sebastian Pelczar


... wkrótce :-)

20 stycznia: Św. Sebastian, męczennik


Sandro Botticelli (1473)

(zm. ok. 287)

Kult św. Sebastiana osiągnął ogromne rozmiary od czasu jego męczeńskiej śmierci, poniesionej pod koniec III wieku. Był on przedstawiany na niezliczonej liczbie dzieł sztuki, a najwybitniejsi malarze (Rubens, Bellini, van Dyck, Tycjan, El Greco, Veronese i inni) zostawili po sobie po kilka prób malarskiego przedstawienia jego postaci. Święty został ogłoszony jednym z głównych patronów Wiecznego Miasta, a także wszystkich osób jakoś związanych z jego życiem – przede wszystkim łuczników (ponieważ po raz pierwszy oprawcy próbowali zabić go strzałami), żołnierzy (jako że sam służył w gwardii cesarskiej), inwalidów wojennych, strzelców, myśliwych, cierpiących na choroby zakaźne itd. Był nawet przez niektórych zaliczany do grona Czternastu Świętych Wspomożycieli.

Pochodził ze znanej i zamożnej rodziny urzędniczej. Urodził się w Narbonne w Galii. Dzięki koneksjom rodzinnym trafił na dwór cesarski i został oficerem w gwardii samego Dioklecjana, największego starożytnego prześladowcy chrześcijan. Taką wersję żywotu odnajdujemy u św. Ambrożego. Sebastian skutecznie stosował się do rady Pana Jezusa, mówiącego uczniom, że mają być łagodni jak gołębie i przebiegli jak wilki, umiał bowiem zjednać sobie powszechną sympatię, zaufanie i szacunek, a jednocześnie nie zdradzić nieroztropnie faktu, iż jest chrześcijaninem.

Dzięki temu mógł nieść pomoc uwięzionym współbraciom, których odwiedzał w więzieniach i robił dla nich, co było w jego mocy. Przyszła jednak chwila, kiedy nie mógł dłużej tego czynić. Cesarz nakazał bowiem 
na oczach Sebastiana umęczyć dwóch żołnierzy chrześcijan – rodzonych braci, Marka i Marcelina. Poganie zastosowali wyjątkowo bezwzględną metodę złamania swych ofiar – mianowicie przyprowadzili całe ich rodziny (które pozostawały w pogaństwie), aby nakłoniły ich do odstępstwa od wiary. Wybór był dramatyczny, ale mężni wyznawcy Chrystusa wiedzieli, że życie wieczne stanowi bezwzględny priorytet nad wszystkim, co jest im drogie na ziemi.

Sebastian nie mógł patrzeć obojętnie na męki zadawane swym współbraciom. Wstał i wykrzyknął: „Bracia, odwagi! Rycerze Chrystusa, bądźcie mężni! Nie dajcie sobie wydrzeć błyszczącej korony męczeńskiej! Za łaską Chrystusa stanęliście jako bohaterowie na placu boju i macie w ranach na ciele waszym i w kajdanach na waszych rękach zwycięską palmę Chrystusa. Czyż na szlochanie niewiast i na krzyk dzieci chcecie się okazać tchórzami? Ach, gdyby ci, których widzicie płaczących, wiedzieli, co wy wiecie i czego się spodziewacie, gdyby wiedzieli, że po tym znikomym życiu ziemskim następuje życie wieczne, którego w nagrodę waszej wiernej miłości dla Chrystusa staniecie się uczestnikami i wnijdziecie do Jego wiecznej, niewypowiedzianej chwały i rozkoszy, wtedy by nad wami nie płakali, ale by wam szczęścia życzyli, a sami by się smucili że Chrystusa nie wyznają i nie mogą za Niego umrzeć!” (tak podaje o. Prokop w Żywotach Świętych Pańskich).

Dwóch chrześcijan oddało życie za Chrystusa, a nienawiść pogańska uderzyła w tego, który zachęcał ich do wytrwania. Strażnicy nie ośmielili się pojmać cieszącego się szacunkiem oficera 
 złożyli wszakże skargę do cesarza. Ten, rozwścieczony, iż tak długo pozostawał w dobrych stosunkach z wyznawcą znienawidzonej religii, nakazał oddziałowi łuczników afrykańskich rozstrzelać Sebastian. Jakimś cudem Święty przeżył egzekucję i zajęła się nim pewna chrześcijańska niewiasta. Kiedy jednak Dioklecjan dowiedział się, że jest on żywy i wraca do zdrowia, kazał zatłuc go pałkami, żeby mieć pewność, iż ofiara nie przeżyje. W taki sposób św. Sebastian oddał chwałę jedynemu Bogu, zapisując swoje imię w niebieskiej księdze żywota oraz w księdze sławy chrześcijańskiego świata.

21 stycznia: Św. Agnieszka Rzymianka



(ok. 291 – ok. 304)

„Cały świat chrześcijański przejęty jest uwielbieniem dla tej Świętej, albowiem zaledwie lat trzynaście licząc, ozdobiła skronie swoje dwojakim wieńcem, jednym z lilii niewinności, drugim z róż męczeństwa” – tak rozpoczyna żywot Świętej o. Prokop, podając rok 304 jako datę jej męczeństwa za panowania Dioklecjana. Wedle Tradycji miała ona oddać życie za Wiarę, mając zaledwie trzynaście lat. Potwierdziły to badania czaszki Męczennicy wykonane na początku XX wieku.

Oprócz dwóch wymienionych wyżej kwiatów, jakimi ozdobione było życie św. Agnieszki, należy dodać trzeci – kwiat urody, która już trzynastoletnią pannę uczyniła obiektem westchnień licznych adoratorów. Jeden z nich, syn starosty Semproniusza, tak rozmiłował się w dzieweczce, iż posyłał jej najkosztowniejsze dary wraz zapewnieniem uczucia i prośbą o rękę. Ona jednak odpowiadała, iż jest zaręczona z innym Oblubieńcem.

Mężczyzna myślał początkowo, iż chodzi o innego człowieka i był niemało zafrasowany, słysząc taką oto odpowiedź: „Odstąp ode mnie, pobudko grzechu, potrawo śmierci wiecznej! Jestem już zaręczona takiemu, którego życie jest nieśmiertelne, którego szlachectwo najstarsze, którego piękność najśliczniejsza, którego miłość najczulsza, którego łaska najdobrotliwsza, w którego objęciach dziewictwo zatrzymam i którego jedynie, niewypowiedzianie, wiecznie miłuję”.

Dopiero jego ojciec wybadał o Kogo chodzi, a dowiedziawszy się, iż dziewczyna jest chrześcijanką, myślał, że przełamie jej opór groźbą kary za odstąpienie od oficjalnego, państwowego kultu. Jej postawa okazała się jednak nieprzełamana, wobec czego władza użyła ohydnego wybiegu, prowadząc czystą dziewicę do domu publicznego w nadziei, że groźba utraty cnoty odwiedzie ją od wiary prawdziwej, którą świat pogański uważał za zabobon niebezpieczny dla państwa. Pan Bóg nie opuścił wszakże swej służebnicy i pierwszy mężczyzna, który ośmielił się do niej zbliżyć, padł na ziemię rażony ślepotą.

Wzięto ją zatem na tortury, a potem dla obrażenia jej wstydliwości rzucono nagą na arenę stadionu Domicjana. Cudownym sposobem miała zostać wówczas okryta płaszczem z własnych, długich włosów. Próbowano spalić ją na stosie, ale wyszła z płomieni nienaruszona (bądź drewno nie chciało się zapalić – wedle innego podania), wobec czego ścięto ją mieczem jako obywatelkę rzymską. Miało się w chwili jej śmierci nawrócić stu sześćdziesięciu pogan. Święta Męczennica została pochowana w katakumbach, a cesarz Konstantyn Wielki wybudował w tym miejscu świątynię na jej cześć, ponieważ jej wstawiennictwu córka cesarska Konstancja zawdzięczała cudowne odzyskanie zdrowia.

22 stycznia: Św. Wincenty Pallotti


... wkrótce :-)

23 stycznia: Św. Ildefons z Toledo


Obraz El Greco

(607 – 667)

Patron, a za życia arcybiskup Toledo – jedyny święty o imieniu Ildefons – został ogłoszony jednym z Ojców Kościoła, choć na pewno należy do tych mniej znanych. Był wielkim czcicielem Maryi, zaszczyconym osobistymi objawieniami Niepokalanej i jednym z wyrazicieli idei Jej wspaniałego wszechpośrednictwa. „Tak niech Ona nade mną panuje – zwracał się Święty do Boga – abym poznał, że podobam się Tobie, tak niech mnie Ona posiada na wieki, abyś Ty był na wieki mym Panem”.

Był synem możnego arystokraty o pochodzeniu wizygockim. Urodził się w Toledo, gdzie odebrał gruntowne wykształcenie i miał widoki na świecką karierę. Jednak, ku niezadowoleniu rodziców, w młodym wieku obrał drogę duchowej doskonałości. Wstąpił do klasztoru o nazwie Coenobium Agaliense pod murami miasta i tam oderwał się od świata, aby zyskać najpewniejsze widoki szczęśliwej wieczności.

Następnie studiował w Toledo i w Sewilli pod kierunkiem św. Izydora. W rodzinnym mieście stanął na powrót około roku 632 i wówczas przyjął święcenia kapłańskie. Źródła przekazały raczej skąpe informacje na temat jego działalności przez najbliższe dwadzieścia lat od święceń. Wiadomo, że w roku 650 został mianowany opatem klasztoru, w którym rozpoczął , a kontynuował już jako kapłan swą duchowną drogę.

Wyraźniejszy zwrot w jego życiu nastąpił w roku 657, kiedy zmarł dotychczasowy hierarcha Toledo. Wtedy to – wbrew woli Świętego – mianowano go jego następcą. Św. Ildefons wsławił się jako książę Kościoła dużym wplywem religijnym i politycznym, ponieważ był człowiekiem głębokiej pobożności i niepozbawionym talentu kierowania spraw publicznych ku chrześcijańskiemu ideałowi.

W swojej myśli teologicznej zasłużył się przede wszystkim jako obrońca czci Niepokalanej Matki Boga. Jest autorem dzieł między innymi o Jej dziewictwie (Liber de illibata virginitate Beatae Mariae Virginis). Pisał także o zagadnieniach sakramentalnych i pozostawił po sobie którąś z kolei w dziejach pisarstwa chrześcijańskiego wersję żywotów sławnych mężów, czyli O pismach słynnych mężów (De virorum illustrium scriptis).

Najświętsza Panienka, widząc u swego sługi Ildefonsa szczere i bezinteresowne poświęcenie dla Jej chwały, raczyła objawić mu się wielokrotnie. Pewnego razu podczas nocnych modlitw duchowieństwo skupione wokół Świętego ujrzało dziwne światło napełniające komnatę biskupią. Większość uciekła przestraszona, został tylko hierarcha i dwóch diakonów. Matka Boża siedziała na tronie biskupim trzymając w ręku ornat, który wręczyła Ildefonsowi ze słowami: „Ty jesteś moim kapelanem i wiernym pisarzem. Przyjmij ten ornat, który mój Syn przesyła Ci ze swego skarbca”. Na pamiątkę tego wydarzenia ustanowiono później na 21 stycznia święto zstąpienia Matki Bożej i objawienia się św. Ildefonsowi.

Wierny syn Maryi zmarł po dziesięciu latach rządów biskupich i został pochowany w kościele św. Leokadii w Toledo. W czasie najazdu Arabów na Półwysep Iberyjski relikwie przeniesiono do miejscowości Zamora w północnej Hiszpanii. Stamtąd dopiero w roku 2008 powróciły do rodzinnego miasta św. Ildefonsa. Uroczysta translacja miała miejsce podczas 1400 rocznicy urodzin Świętego i towarzyszyło jej odprawienie Mszy Świętej w tradycyjnym rycie mozarabskim, łączącym w charakterystyczny dla Półwyspu Iberyjskiego sposób duchowość chrześcijańską z estetyką arabską.

24 stycznia: Św. Franciszek Salezy


... wkrótce :-)

25 stycznia: Bł. Henryk Suzo



"Sługa Mądrości Przedwiecznej"

(ok. 1295 – 1366)

Współczesny zsekularyzowany świat, który nie ma już tak za tak i nie za nie, z wielkim trudem daje się zamknąć w ramy rozumowych kategorii właściwych cywilizacji chrześcijańskiej, której intelektualne i normatywne podstawy rozświetlała pochodnia tomizmu i Magisterium Kościoła. Coraz więcej osób przeżywa niezrozumiałe rozterki psychiczne, a często nawet w konfesjonale łatwiej o poradę psychologiczną niż pobożne pouczenie. Czasami wydaje nam się, że kiedyś było inaczej, ale czy to na pewno prawda…?

Czytając najstarszy ze spisanych żywotów bł. Henryka Suzo, zwanego też Heinrich von Suzo, XIV-wiecznego mistyka z zakonu dominikanów, mamy nieodparte wrażenie, że jego duchowe przeżycia są bardzo podobne do tych, które znamy z doświadczenia własnego i naszych bliskich. Dowodzi to, iż natura ludzka nie zmienia się w swojej istocie, a jej przejawy w różnych momentach dziejów – choć przybierają inną postać – mogą nieść dla nas aktualną lekcję życia.

Historia tego pochodzącego ze zubożałej szlachty przedstawiciela nurtu mistyki nadreńskiej to przede wszystkim historia walki dobra ze złem. Mamy zatem do czynienia z elementem uniwersalnym. W wieku piętnastu lat wstąpił do nowicjatu w rodzinnej Konstancji, lecz żył we względnej oziębłości duchowej, którą przerwało mistyczne doświadczenie w osiemnastym roku życia. To z kolei historia dość typowa dla chrześcijańskiego średniowiecza. O jej wyjątkowości przekonamy się dopiero sięgając do dawnych dzieł hagiograficznych i pism samego Błogosławionego.

Współczesna mu mistyczka Elisabeth Stapel, tłumaczka pism ojca Henryka, opisała jego losy w dziele Vita (czyli Życie, zaś po niemiecku Leben Seuses). Tak pisała o właściwych początkach jego duchowej drogi: „Duchowe dzieje Sługi zaczęły się w osiemnastym roku jego życia. Mimo iż wtedy od pięciu już lat nosił habit, jego duch był ciągle jeszcze rozproszony. Bóg ustrzegł go wprawdzie od występków, które by mogły pozostawić plamę na jego dobrym imieniu, ale jemu samemu wydawało się, że nie wzniósł się ponad przeciętność”.

Zaczęła się walka. Pan Bóg ukazał mu, jak wzniosłe jest powołanie chrześcijanina, którego cnoty, a przede wszystkim pokora i miłość Boga aż do zaparcia siebie, mają torować drogę do Nieba. Ale pojawiła się poważna przeszkoda… młody kleryk przekonał się, iż jego największą słabością jest niestałość serca – owa straszliwa w skutkach niemoc, która tyle dusz rozrywa w beznadziejnych rozterkach i zadaje tak wiele krzywdy bliźnim. Wydawało mu się, że szczęście czeka go gdzie indziej, co z kolei rodziło niepokój i chęć porzucenia duchownej sukni.

Wątpliwości te pokonał dzięki Bożemu oświeceniu, ale był to dopiero początek prób. Zaraz stanął bowiem wobec pokusy niekonsekwencji, sugerującej, iż to, co zamierzył – osiągnięcie zbawienia w surowym życiu zakonnym – jest wprawdzie rzeczą szlachetną, ale trudną i nie wiadomo, czy Bóg zechce mu dopomóc, a przecież nie ma sensu trwać w czymś, co go przerośnie i będzie źródłem frustracji… Takie myśli chodziły mu po głowie, lecz odgonił je wpisaną w istotę chrześcijaństwa pewnością Bożej pomocy, wyrażoną słowami Psalmisty – In Te, Domine speravi, non confundar in aeternum („w Tobie, Panie, zaufałem, nie będę zawstydzon na wieki”).

Następnie przewrotny nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia zadał mu pokusę o podłożu, można by rzecz, tożsamościowym. Wewnętrzne natchnienie łaski zachęcało go do doskonałości i odwrócenia się od światowego myślenia, zaś bojaźliwe lenistwo w chórze z głosami znajomych mu osób mówiło: „Popraw się – to niezły pomysł, ale nie bądź dla siebie zbyt surowy. Na początku wykaż dużo umiaru, byś mógł dojść do celu. Dobrze jedz i pij, nie odmawiaj sobie niczego, byleś tylko się wystrzegał grzechów. Bądź wewnątrz tak dobry, jak tylko chcesz, ale unikaj przesady, by nie przestraszyć kogoś z zewnątrz. Mówi się przecież: «Gdy dobre serce, takie też wszystko inne». Możesz przecież bawić się z drugimi, a mimo to być dobrym. Królestwo niebieskie jest otwarte także dla tych, którzy w tym życiu nie stosują tylu ćwiczeń”.

Widzimy więc dobrze znaną pokusę mierności, sprowadzającą się tak naprawdę do pytania zasadniczego: co to znaczy być chrześcijaninem – czy człowiekiem, który żyje tak jak wszyscy względnie przyzwoici ludzie, czy takim, który ma odwagę pójść na przekór światu, by zaskarbić łaskę Bożą i nagrodę wieczną? Od czasu swoistego nawrócenia w osiemnastym roku życia Henryk Suzo zaczął nazywać się sługą Mądrości Przedwiecznej. Ona właśnie podsunęła mu odpowiedź na powyższe pytanie, przypominając jednocześnie o specyfice drogi zakonnej: „Wymknęło się mu [diabłu] to, co uważał już za swoją zdobycz. Kto rozpieszczone i zbuntowane ciało usiłuje poskromić łagodnymi sposobami, ten musi się dobrze zastanowić. Kto nie chce się wyrzec świata, a równocześnie pragnie być doskonałym sługą Bożym, ten się porywa na rzeczy niemożliwe i fałszuje samą Bożą naukę. Dlatego, jeśli chcesz unikać umartwień, wyrzeknij się również marzeń o zbożności”.

W tych etapach walki z samym sobą o większe dobro odnajdujemy odbicie wszystkich bojów, jakie ludzie dobrej woli toczą ze światem, szatanem i własną naturą skażoną grzechem pierworodnym. W końcu bł. Henryk Suzo z tych wszystkich duchowych udręk wyszedł obronną ręką. Dojrzał bowiem, aby do końca wziąć odpowiedzialność za wybór, którego dokonał. Męska decyzja – skoro przyjął habit, musi porzucić świat. Dopiero gdy stała się ona w pełni konsekwentna, sługa Boży odczuł wielki pokój duszy, a jego życie duchowe zaczęło przynosić ogromny plon w postaci nawróconych dusz, pociąganych do Boga kazaniami, naukami, pismami i posługą sakramentalną Błogosławionego. Towarzyszyły mu odtąd nieustannie rozmaite doświadczenia mistyczne.

Dla dopełnienia tego krótkiego rysu sylwetki owego mnicha-archetypu duchowych zmagań warto wspomnieć pewną historię, świadczącą o jego głębokim nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, a co za tym idzie – prawdziwie dżentelmeńskim stosunku do niewiasty w ogóle. Otóż ojciec Henryk szedł pewnego razu przez pole i napotkał na wąskiej ścieżce ubogą kobietę. Na jej widok ustąpił na bok schodząc w błoto. Niewiasta zdziwiona zachowaniem duchownego zapytała: „Dlaczegóż to, czcigodny panie, w swojej pokorze ustępujesz miejsca mnie, ubogiej? Przecież jesteś kapłanem. To raczej ja powinnam ci ustąpić”. On zaś odpowiedział: „Wszystkim kobietom przywykłem okazywać zawsze cześć i szacunek, a to ze względu na Najświętszą Matkę Boga, Królową nieba”. Zachwycona kobieta skierowała doń takie oto życzenie: „Niech najwspanialsza Bogurodzica nie pozwoli ci zejść z tego świata bez swej szczególnej łaski, skoro Ją tak bardzo czcisz” – które potwierdził Błogosławiony – „Niech mi tego użyczy najjaśniejsza Władczyni nieba” – i rozeszli się chwaląc w duchu Pana Boga.

Tak przykładnego żywota dokończył Sługa Mądrości Przedwiecznej w klasztorze w Ulm, gdzie złożono jego doczesne szczątki. Nauki jego, pełne świętego zapału – często zrozumiałego dla współczesnych – nie zaskarbiły sobie od razu zaufania wśród hierarchii kościelnej. To zapewne stało się przyczyną odłożenia w czasie procesu beatyfikacyjnego, który został dopełniony dopiero za pontyfikatu Grzegorza XVI w 1831 roku.

26 stycznia: Święci biskupi Tymoteusz i Tytus



(I w.)

Tymoteusz i Tytus to postaci drugoplanowe, ale bynajmniej niepozbawione znaczenia we wspaniałej epopei rozszerzenia chrześcijaństwa po zesłaniu Ducha Świętego. Apostoł Narodów Paweł uważał ich za swoich najwierniejszych współpracowników, nazywał braćmi i najdroższymi synami, oni zaś towarzyszyli mu w chwilach radości z plonu pracy ewangelicznej, ale także w ciężkich momentach prześladowań i w trudach podróży misyjnych.

Tymoteusz, do którego św. Paweł skierował dwa listy, urodził się w Listrze w Azji mniejszej, z ojca Greka i matki Żydówki. Ojciec, choć poganin, nie sprzeciwił się zapoznaniu syna z wiarą mojżeszową. Był więc oczytany w Piśmie, znał obrzędy, ale z jakiegoś powodu nie został obrzezany (stało się to później z woli św. Pawła, który chciał pozostać wierny swej zasadzie „stać się wszystkim dla wszystkich, aby wszystkich pozyskać dla Chrystusa” i żeby nie spowodować zgorszenia wśród żydów). Właśnie św. Paweł, przebywając na misji w Azji, nawrócił babkę i matkę Tymoteusza, a jego samego powołał na swego pomocnika.

O poważaniu, jakim Tradycja obdarzyła Tymoteusza, świadczą chociażby jego przedstawienia ikonograficzne z wczesnych wieków. Jest on wyobrażony, podobnie jak Apostołowie, w tunice i sandałach. W późniejszych zaś obrazach jako atrybut dochodzi jeszcze księga Ewangelii, co czyni z niego jej uprzywilejowanego głosiciela.

Na początku podejmował misje wspólnie ze swym nauczycielem (byli razem w Macedonii, Atenach, Koryncie czy Filippi, gdzie Paweł wraz z innym towarzyszem podróży Sylasem został uwięziony), a we wspólnotach nawróconych z judaizmu głosił postanowienia tak zwanego pierwszego soboru w Jerozolimie (49 r.). Następnie został posłany do Efezu, gdzie miał objąć stanowisko biskupa, utwierdzając lud w wierze. Tam otrzymał dwa listy od św. Pawła, wchodzące do kanonu Pisma Świętego.

Św. Tymoteusz poniósł śmierć męczeńską podczas urządzonych z bachusowym rozmachem uroczystości ku czci Diany, bogini łowów, przyrody i płodności. Nieustraszony biskup wszedł w tłum świętującej ludności pogańskiej i począł głosić wiarę w prawdziwego Boga. Rozwścieczona gawiedź rzuciła się na niego i zatłukła go na śmierć. Z honorami należnymi księciu Kościoła został pochowany u granic miasta. W połowie IV wieku jego relikwie zostały przeniesione do Konstantynopola, skąd w dobie wypraw krzyżowych trafiły do miasta Termoli we Włoszech.

Drugi ze wspominanych 26 stycznia świętych – Tytus z Krety – wywodził się z rodziny grecko-rzymskiej zamieszkałej w okolicach Antiochii Syryjskiej (tereny dzisiejszej Turcji). Informacji o jego życiu zachowało się znacznie mniej. Św. Paweł skierował do niego jeden list, a w innych wspomina o nim bardzo pochlebnie. Są to właściwie jedyne źródła mówiące o życiu Tytusa.

Św. Paweł darzył go takim zaufaniem, jak Tymoteusza (czy też św. Łukasza), o czym świadczą jego własne słowa, a także zlecanie mu różnych ważnych misji (jak podróż do Koryntu dla sprawdzenia stanu wiary i podtrzymania ducha we wspólnocie chrześcijan); św. Paweł był także tym, który ochrzcił Syryjczyka, lecz tym razem nie zadecydował o obrzezaniu, gdyż Tytus z założenia miał głosić Ewangelię wśród pogan.

Na początku lat 60-tych został skierowany na Kretę, gdzie aż do śmierci dzierżył laskę biskupią. Został pochowany na miejscu, jednak po najeździe Saracenów w IX wieku, ocalała jedynie relikwia głowy, przeniesiona do bazyliki św. Marka w Wenecji, a następnie – w ramach cyklu kontrowersyjnych gestów Pawła VI – oddana schizmatykom.

27 stycznia: Bł. Jerzy Matulewicz



(13 kwietnia 1871 – 27 stycznia 1927)

Błogosławiony urodził się w litewskiej wielodzietnej rodzinie zamieszkałej w Luginiach koło Mariampola jako Jurgis Matulevičius. Był jednym z tych Litwinów, którzy zetknąwszy się z polską kulturą, zdecydowali o przyjęciu polskiego nazwiska i związania swego życia ze służbą dla tej, którą nazywano od wieków Najjaśniejszą Rzecząpospolitą. Doświadczył trudów życia już w dzieciństwie, ponieważ gdy miał dziesięć lat, został osierocony przez oboje rodziców, a pieczę nad domem przejął ich najstarszy syn Jan, który twardą ręką musiał utrzymać porządek w gospodarstwie i dyscyplinę wśród powierzonej mu niespodziewanie gromadki dzieci.

Koleje jego losu od najmłodszych lat związały się z pierwszym rdzennie polskim zakonem księży marianów (Zgromadzenie Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – Congregatio Clericorum Marianorum ab Immaculata Conceptionis Beatissimae Virginis Mariae), historycznych założycieli pobliskiego Mariampola i pełniących tam posługę duszpasterską. Jeden z nich był nauczycielem religii w szkole, do której codziennie – pokonując pieszo pięć kilometrów – uczęszczał młody Jerzy. Podjął następnie naukę w gimnazjum, ale musiał ją przerwać, ponieważ wykryto u niego gruźlicę kości w nodze, która unieruchomiła go na jakiś czas i powracała przez całe życie.

Przebywając wciąż w gospodarstwie starszego brata i nie mogąc wykonywać wszystkich prac, miał dużo czasu na lekturę, modlitwę i rozmyślanie. Marzył o kapłaństwie, choć w jego położeniu nie traktował tych myśli jako możliwych do spełnienia. W końcu jednak zwierzył się swemu wujowi, który był profesorem w kieleckim seminarium duchownym. Krewny dopomógł mu we wkroczeniu na drogę powołania.

Do Kielc przybył w roku 1889, lecz już w roku 1893 musiał je opuścić, gdyż władze carskie wydały nakaz zamknięcia seminarium. Udał się zatem do Warszawy, a następnie do Petersburga, gdzie w roku 1898 przyjął święcenia kapłańskie, potem do szwajcarskiego Fryburga, gdzie uzyskał tytuł doktora teologii. Do Polski powrócił gruntownie wykształcony, biegle władający łaciną i przygotowany do podjęcia trudów dzierżenia rządu dusz w sytuacji politycznie niesprzyjającej.

Do represji religijnych i narodowościowych ze strony Rosji doszła jeszcze paląca wówczas kwestia robotnicza. Mnożące się po upadku starego porządku masy robotników żyły często w nędzy, a duchowieństwo nie nadążało ze spełnianiem ich potrzeb duchowych. To otwierało szeroką drogę agitacjom sekty socjalistów (tak Ojciec Święty Leon XIII określił zbieraninę ludzi wyznających tę zbrodniczą ideologię). Encyklika Rerum novarum ogłoszona przez namiestnika Chrystusa w roku 1891 nie dotarła do ziem polskich wstrzymana przez władze zaborcze, księża musieli więc własnymi sposobami przeciwdziałać duchowemu i moralnemu niebezpieczeństwu socjalizmu.

Ks. Matulewicz (takiego bowiem nazwiska używał) był świadom, że celem działalności Kościoła jest zbawienie dusz i bynajmniej nie przenosił zasadniczego akcentu na pracę społeczną, ale zdawał sobie sprawę, że do cnotliwego życia potrzebne jest zapewnienie przynajmniej elementarnych potrzeb.

Wśród trudów tego specyficznego duszpasterstwa snuł rozważania o znaczeniu apostolatu wiernych, co wyrażają jego zapiski w Dzienniku duchowym: „Przyszła mi nagła myśl, że szczególnym znakiem naszych czasów powinno być: wciągać większe zastępy ludzi i szersze warstwy społeczeństwa do czynnej pracy dla obrony i rozszerzenia wiary i Kościoła. Prace apostolskie tak spopularyzować, żeby dobrzy katolicy troszczyli się nie tylko o instytucje dobroczynne, ale również o obronę wiary, o jej rozszerzenie, o obronę Kościoła i jego wywyższenie. Ileż dobrego mogliby zdziałać świeccy mężczyźni i kobiety”.

Nawiązał kontakt z zasłużonym apostołem okupowanej Polski – bł. o. Honoratem Koźmińskim. Z jego inspiracji stanął na czele Stowarzyszenia Mariańskiego Świeckich Kapłanów. Zaborca rosyjski przeprowadził kasatę zgromadzeń zakonnych, a w Mariampolu starzeli się ostatni księża marianie. Za aprobatą ich przełożonego i Stolicy Świętej ks. Matulewicz dokonał reformy zakonu, który działał odtąd w konspiracji.

Do końca I wojny światowej Błogosławiony pełnił obowiązki generała zakonu. Wiadomo, że w tym okresie polskie Wilno stanowiło punkt sporny między Polakami i Litwinami. Bł. Jerzy Matulewicz, którego papież Benedykt XV w roku 1918 mianował biskupem wileńskim, znalazł się między młotem a kowadłem. Miasto przechodziło z rąk do rąk, aż zostało zbrojnie zajęte przez twórców jego świetności. Świątobliwy pasterz wykazał się podziwu godną wiernością obowiązkom kapłańskim, mając na oku jedynie dobro dusz, a nie spory narodowościowe.

Umiał pozyskać zarówno serca Polaków, jak i Litwinów, mimo iż w pełni akceptował polskie rządy w Wilnie. Takimi słowami witał przybyłego w 1923 roku prezydenta Wojciechowskiego: „Jako pasterz diecezji, imieniem duchowieństwa i ludu wiernego witam Cię gorącym sercem w tej prastarej katedrze i składam ci hołd jako Naczelnej Władzy i Głowie Państwa, jako temu, który reprezentuje majestat Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej i jest wyrazicielem jej potęgi i jedności”.

Okres siedmiu lat rządów biskupich był dla Matulewicza źródłem nieustannej udręki, nietrudno bowiem domyślić się, że oprócz zwolenników miał też zagorzałych wrogów w osobach rozmaitej maści nacjonalistów obu narodowości. Był wierny obowiązkom, jakie nałożyła na niego Głowa Kościoła, niemniej modlił się wciąż o uwolnienie od mimowolnie przyjętego ciężaru.

W końcu Pan Bóg wysłuchał jego prośby, co wyraziło się w zgodzie papieża Piusa XI, serdecznego przyjaciela biskupa Matulewicza, na złożenie urzędu. Ojciec Święty mianował go wszakże wizytatorem apostolskim i w tym charakterze Błogosławiony powrócił do Wilna. Zmarły w roku 1927 sługa Boży odszedł do Pana w opinii świętości. Pius XI jeszcze w czasach, gdy ks. Matulewicz stał na czele zakonu, rzekł o nim: „Wasz generał to prawdziwy mąż Boży”. W takiej atmosferze podjęto starania o beatyfikację, która doszła do skutku dopiero za pontyfikatu papieża-Polaka w roku 1987.

12/30/2013

28 stycznia: Św. Tomasz z Akwinu


... wkrótce :-)

29 stycznia: Św. Aniela Merici



(1474 – 1540)

Aniela Merici, której imię kojarzy się z założonym przez nią zgromadzeniem urszulanek, przez współczesnych sobie była nazywana po prostu Matką. Słowo to gościło na ustach wszystkich, którzy zwracali się do tej niezwykłej niewiasty i nieważne, czy była to uboga staruszka napotkana w jakimś miejskim zaułku, czy też możny książę w wystawnym pałacu (na przykład władcę Mediolanu Franciszka II Sforzę nazywała ona „duchowym synem”, on zaś zwracał się do mniszki jak do prawdziwej przewodniczki duchowej). Jednakowoż szacunek i sława, jakie sobie zjednała, były jedynie miarą zasięgu, z jakim działała przez nią łaska Boża – wszystko, co ludzkie, umiała bowiem wykorzystać na chwałę jedynego Boga i pożytek dusz.

Los bynajmniej jej nie oszczędzał – przyszła na świat w ubogiej rodzinie (w miejscowości Desenzano na północy Italii), a śmierć wcześnie zabrała jej ukochaną siostrę i rodziców. Chowała się pod okiem wuja w Salo, któremu pomagała w prowadzeniu gospodarstwa. Od dziecka znajdowała upodobanie we wszystkim, co otwiera perspektywę spraw Bożych. Chętnie modliła się i rozmyślała o rzeczach świętych. Jeszcze za życia wuja wstąpiła do Trzeciego Zakonu św. Franciszka, zaś po jego śmierci wróciła na chwilę do rodzinnej miejscowości, by udać się następnie do Brescii.

Działała w tak zwanym ruchu Miłości Bożej (del Divino Amore), który zrzeszając również osoby świeckie, miał na celu prowadzenie oddolnej odnowy religijnej w społeczeństwie. Kwestie wychowania religijnego i przeniknięcia wspólnoty ludzkiej przez zbawcze działanie łaski leżały jej na sercu przez całe życie. Wyrazem tego stała się zarówno szeroko rozwinięta działalność dobroczynna, jak i stricte zakonna. W latach 1424-5 odbyła pielgrzymki do Ziemi Świętej i do Rzymu dla rozeznania właściwej drogi swego powołania w Kościele.

Papież zaaprobował nominację siostry Anieli na koordynatorkę wszystkich dzieł miłosierdzia ruchu Bożej Miłości. Prowadziła przytułki i różnego rodzaju zakłady oraz szkoły. Do działalności pedagogicznej przykładała wielką wagę, uważała bowiem, iż „nieład w społeczeństwie wywodzi się z nieładu w rodzinie”. Jednym z głównych celów założonego przez nią w roku 1435 Zgromadzenia Sióstr Urszulanek (początkowo Towarzystwo św. Urszuli) było właśnie wychowanie dziewcząt do odpowiedzialnego wejścia w rolę serca ożywiającego katolicką rodzinę.

Święta była głównie człowiekiem czynu, niemniej zostawiła po sobie dwa pisma – Testament i Rady. Zmarła w Brescii, z którą związała aktywność swego życia i tam została pochowana w kościele św. Afry, dziś noszącym jej imię. O wyniesienie służebnicy Bożej na ołtarze zabiegał między innymi św. Karol Boromeusz. Beatyfikowana przez Klemensa XIII w roku 1768, kanonizacji doczekała się za pontyfikatu Piusa VII w roku 1807.

30 stycznia: Św. Teofil, męczennik



(zm. 792)

Św. Teofil, żołnierz na służbie cesarstwa bizantyńskiego, żył w czasach niespokojnych z powodu najazdów Arabów i Bułgarów, ale jednocześnie błogosławionych, ponieważ państwem rządziła czczona przez Kościół święta niewiasta, regentka Irena, której zasługą było między innymi uśmierzenie barbarzyńskiego ruchu ikonoklastów w roku 787 podczas obrad Soboru Nicejskiego II.

Nie wiadomo, skąd dokładnie pochodził, ale można się domyślać, że był Grekiem, skoro nosił imię o pochodzeniu greckim – Teofil, czyli przyjaciel Boga (odpowiednik naszego Bogumiła). Stacjonował jako dowódca garnizonu na jednej z greckich wysp, gdzie doświadczył jak panoszący się wyznawcy Mahometa nękają sąsiednie społeczności.

Dla zaradzenia pirackim praktykom muzułmanów Teofil stanął w 785 roku na czele floty morskiej, która pod sztandarami chrześcijańskimi stanęła do walki w obronie kraju. Jedna ze stoczonych wówczas bitew zakończyła się klęską katolików, a święty dowódca wraz z sześcioma żołnierzami dostał się do bisurmańskiej niewoli.

Uwięziony na Cyprze (dlatego zwany jest czasem św. Teofilem z Cypru) został oddany w ręce okrutnego kalifa Haruna-el-Raszyda. Przez kilka lat poddawany był torturom i bezskutecznie namawiany do przyjęcia islamu. Jego przywiązanie do Chrystusa i Jego Kościoła było bezkompromisowe, a Boski Pocieszyciel pozwolił mu przetrwać z honorem długotrwałe męki i poniżenia, jakim został poddany.

W roku 792 nastał kres jego ziemskiej wędrówki. Kalif, widząc jałowość swych zabiegów o pozyskanie kolejnego wyznawcy, wydał go w ręce fanatycznego tłumu. Kończył się akurat czas ramadanu, a świętujące pospólstwo okazało się głodne nie tylko pokarmu, ale i zwycięstwa nad wyznawcą znienawidzonej religii katolickiej. Oczywiście zwycięstwo to okazało się pozorne i nietrwałe, ponieważ bezbronny Męczennik, choć poniósł śmierć na tym świecie, w niebie otrzymał wieczny nimb Kościoła tryumfującego.

31 stycznia: Św. Jan Bosco


... wkrótce :-)

12/29/2013

1 lutego: Św. Brygida Irlandzka


Witraż z kościoła pw. św. Józefa
Macon, Georgia, U.S.

(V-VI w.)

Brygida z Kildare, urodzona w latach 50-tych V wieku to jedna z najpopularniejszych świętych w Irlandii – główna patronka obok św. Patryka – uznawana za współapostołkę kraju. Jest także patronką podróżników, ponieważ większość jej życia upłynęła na przemierzaniu ojczystej wyspy z imieniem Chrystusa w sercu i na ustach. Były to podróże o szczególnym znaczeniu ze względu na działalność fundatorską. Zakładane przez nią zgromadzenia zakonne wpisywały się w krajobraz klasztornej kultury iroszkockiej, chrystianizowały społeczeństwo i podnosiły jego poziom cywilizacyjny. Była postacią tak popularną, że najstarsze zachowane zabytki irlandzkiej literatury hagiograficznej opiewają właśnie jej żywot.

Start w życie nie był dla niej łatwy. Była córką poganina i chrześcijanki, która stanowiła jego własność jako niewolnica porwana przez piratów i sprzedana u wybrzeża Irlandii. Ojciec (imieniem Dubtach) nie tylko krzywo patrzył na wierzenia matki i córki, ale i używał nad nimi władzy, jaką pan sprawuje nad niewolnym sługą. 


Zrządzenie Opatrzności sprawiło, iż pobożna od dziecka Brigida była też pełną miłosierdzia dla ubogich. Pewnego razu oddała żebrakowi kosztowny, wysadzany drogimi kamieniami miecz ojca. Dubtach wpadł we wściekłość i uderzył dziewczynkę. Ojciec starał się też wydać ją za mąż, ale jej opór był niezmożony – legenda głosi nawet, iż z powodzeniem prosiła Boga, aby odebrał jej urodę i przywrócił dopiero, gdy złoży ślub czystości na ręce biskupa. Takich sytuacji było zapewne więcej, lecz poganin znalazł w końcu sposób na ciążące mu dziecko – po prostu obdarzył je wolnością.

Przed Świętą stanęła teraz otwarta droga służby Bożej, o której marzyła w domowej niewoli. Zaczęła się podróż jej życia. Około roku 468 wraz z siedmioma towarzyszkami założyła klasztor w miejscowości Kildare niedaleko Dublina. Stał się on ośrodkiem świętości i ewangelizacji, zwracając na siebie oczy biskupów, którzy zlecili mniszce jeżdżenie po kraju i zakładanie nowych konwentów. Trasa jej apostolskich podróży obejmuje mnóstwo niewiele nam mówiących nazw miejscowości, których etymologia wskazuje na staro-irlandzkie pochodzenie – Connacht, Tethbae, Mag Breg – a także bardziej znanych jak chociażby królestwo Leinsteru.

Pod koniec życia powróciła do klasztoru w Kildare, gdzie spędziła ostatnie dni. Zmarła w latach 20. albo 30. VI wieku i została pochowana pod głównym ołtarzem tamtejszej katedry. W 878 roku jej relikwie zostały przeniesione do Downpatrick i złożone obok świętych apostołów Irlandii 
 Patryka i Kolumby z Iony. Jej doczesne szczątki nie dotrwały niestety do naszych czasów, ponieważ zostały w barbarzyńskim akcie zbezczeszczone na polecenie niesławnej pamięci króla Henryka VIII.

2 lutego: Św. Katarzyna del Ricci



(23 kwietnia 1522  2 lutego 1590)

XVI-wieczna święta Alessandra Lucrezia Romola del Ricci, która z powodu nabożeństwa do św. Katarzyny sieneńskiej przyjęła w zakonie jej imię, przyszła na świat jako córka doży Wenecji, czyli naczelnika Republiki Weneckiej. Od dziecka zdradzała pragnienie życia konsekrowanego, wstąpieniu do klasztoru nie sprzyjały jednak okoliczności epoki, gdyż dużą ilość wspólnot ogarnęła choroba mierności duchowej, zaniedbań i nadużyć. Objawiło się to szczególnie w Wenecji, gdzie z powodów majątkowych (niekorzystne prawo dziedziczenia) część młodych panien była wysyłana do klasztorów, pomimo iż nie dawały nawet najmniejszych sygnałów Bożego wezwania.

Powołanie Aleksandry del Ricci rozwijało się w domu pod okiem ojca i dobrej macochy (matka osierociła Aleksandrę, gdy dziewczynka miała sześć lat), ale kiedy wyjawiła, że chce iść do zakonu, wszyscy bliscy byli zaniepokojeni, iż szukając świętości, znajdzie jedynie zawód i pokusę oziębłości. Dziewczę zostało wysłane na naukę do klasztoru benedyktynek w Monticelli, gdzie zachował się do dziś tak zwany krzyż św. Katarzyny – krucyfiks, pod którym Święta modliła się, kontemplując Mękę Pańską.

Ciężka choroba i cudowne odzyskanie zdrowia wpłynęły na decyzję ojca i młoda Aleksandra zaczęła szukać odpowiedniej dla siebie wspólnoty. W wieku dwunastu lat wstąpiła do dominikańskiego klasztoru św. Wincentego w toskańskiej miejscowości Prato i tam już została, po roku składając śluby i przyjmując imię Katarzyna.

Prędko postąpiła w cnotach i rozwinęła szczególny charyzmat mistycznego kontaktu z Bogiem. Od dziecka w życiu duchowym najbardziej pociągało ją rozpamiętywanie Męki Pańskiej. Już jako młoda kobieta otrzymała dar stygmatów, a wszystkie cierpienia Chrystusa odciskały się w jej duszy i na ciele, w postaci choćby ran po ciosach biczów. Zbawiciel dał jej odczuć łaskę mistycznych zaślubin poprzez pojawiającą się na jej palcu obrączkę, mówiąc przy tym: „Córko, otrzymujesz tę obrączkę jako obietnicę i na znak, że od tej pory, na zawsze, należysz do Mnie”.

Początkowo św. Katarzyna wiele wycierpiała ze strony swych współsióstr, które nie dowierzały jej opowieściom. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy komisja kardynalska przysłana przez papieża potwierdziła nadprzyrodzony charakter jej doświadczeń – tym bardziej, że za prawdziwością jej świadectwa przemawiał przykład jej osobistej świętości i coraz bardziej widoczne znamiona na ciele.

Wokół siostry Katarzyny zaczęło gromadzić 
się coraz więcej osób. Pewnego razu do klasztoru przyszła kobieta, która prosiła o uzdrowienie. Na furcie zapytała, czy to w tym miejscu mieszka owa święta stygmatyczka – Katarzyna zaś, która otworzyła jej drzwi, odrzekła, że nie – „nie ma tu świętych, święci są w niebie”, ale w końcu zgodziła się uzdrowić ją. Z czasem ciekawskich przybywało tak wiele i tak bardzo rozbijali uporządkowane życie wspólnoty, że Święta wraz z całym zakonem wznosiła modły, aby jej nadzwyczajne doświadczenia ustały. Tak też się stało.

Niemniej okres jej przeżyć mistycznych przyniósł obfite owoce w postaci liczebnego powiększenia klasztoru o osoby poszukujące doskonałości na wzór żyjącej w umartwieniu siostry Katarzyny. Okazała się w tym wspaniała moc Męki Pana Jezusa, która na krzyżu odkupiła grzeszną ludzkość, a teraz sprowadzała duchową i moralną odnowę do podupadłych członków Jego Mistycznego Ciała.

Około trzydziestego roku życia Święta została przełożoną zgromadzenia i urząd ten pełniła dożywotnio. Przez wiele lat prowadziła ożywioną korespondencję zarówno z możnymi tego świata, dla których była duchową przewodniczką, jak i z hierarchami Kościoła, którzy chętnie korzystali z jej rad. Przyjaźniła się ze św. Filipem Neri i korespondowała ze św. Karolem Boromeuszem oraz św. Magdaleną de Pazzi. Przebywszy długą chorobę, zmarła w roku 1590 i została pochowana w Prato. Klemens XII w roku 1732 ogłosił ją błogosławioną, zaś Benedykt XIV w roku 1746 zaliczył ją do grona świętych.



Płaskorzeźba z ołtarza w bazylice
pw. św. Wincentego i św. Katarzyny w Prato

3 lutego: Św. Oskar (Ansgar), biskup




(801 – 865)

Oskar, zwany też Ansgarem, przyszedł na świat na północy dzisiejszej Francji, a wówczas jeszcze państwa Franków, niedaleko Amiens. Pochodził prawdopodobnie ze szlacheckiej rodziny saksońskiej, o czym świadczyć może chociażby jego germańskie imię. Bóg wcześnie położył na nim znak swego wybraństwa – pierwszy żywot Świętego (Vita Ansgarii), napisany przez jego ucznia Rimberta, świadczy, iż w wieku siedmiu lat przeżył on jakieś mistyczne doświadczenie, które upewniło go, iż pragnie oddać się na służbę Bożą.

Rodzice posłali go do szkoły prowadzonej przez ojców benedyktynów w Korbei (Corbie) w Pikardii, gdzie tak zasmakował w zaciszu życia klasztornego, iż postanowił już nie wracać do rodzinnego domu. Pierwsze śluby złożył w wieku dwunastu lat, ukończywszy zaś edukację, został nauczycielem w szkole, do której sam chodził jako dziecko. Następnie posłano go do Nowej Korbei (Corvey) w Westfalii, gdzie benedyktyni założyli nowy ośrodek klasztorny.

Nie było mu pisane pozostać prostym mnichem i nauczycielem w szkółce przyklasztornej, gdyż w dorosłym wieku powtórzyły się objawienia, w których Święty odebrał od Boga pobudkę do doskonalszego życia. Pomnożył uczynki pokutne i z większą gorliwością przykładał się do modlitwy. Okazało się to zamierzonym w planach Bożych przygotowaniem do większych zadań, jakie wkrótce miał otrzymać…

Światło łaski rozbłysło akurat w sercu króla duńskiego Haralda Klarka, który poprosił cesarza Ludwika I Pobożnego o chrześcijańskich misjonarzy. Wybór padł na Oskara i innego mnicha imieniem Aubert. W roku 826 stanęli na Półwyspie Jutlandzkim i dotarli do dworu Haralda. Władca jako pierwszy na tych ziemiach przyjął chrzest, lecz elity jego kraju, przywiązane do pogaństwa, nie okazały się równie skore do konwersji. Ich agresja zmusiła apostołów do powrotu.

W roku 829 cesarz zainicjował drugą wyprawę, tym razem kierując misjonarzy na tereny Szwecji. Udało im się zbudować pierwszy kościół w Skandynawii, jednak po dwóch latach apostolatu, który nie przyniósł większych rezultatów, Oskar znów powrócił na dwór cesarski. Ewangelizacja ziem północnych leżała również na sercu papieżowi Grzegorzowi IV, a rok 831 przyniósł ojcu Ansgarowi dwie nominacje – cesarską na biskupa Hamburga oraz papieską na arcybiskupa i legata ziem skandynawskich. Rozpoczął się zatem kolejny, tym razem wieloletni okres jego działań misyjnych, prowadzonych aż do śmierci. Udało mu się nawrócić króla szwedzkiego Olafa i część ludu, ale niestety po ustaniu jego misji, chrześcijaństwo w Skandynawii również wygasło na całe dwa wieki.

Arcybiskup Oskar niestrudzenie – niezależnie od owoców – podejmował wysiłek przyprowadzania dusz do Chrystusa. Źródło jego niegasnącego zapału tkwi w połączeniu aktywności z głębokim życiem modlitwy i kontemplacji, co jego uczeń Rimbert wyraził zdaniem, iż Święty „na zewnątrz był apostołem, wewnątrz mnichem”. Dla nabrania nowych sił hierarcha co jakiś czas udawał się do pustelni, aby przez chwilę przebywać sam na sam z Bogiem.

Pragnął on oczywiście, jak każdy prawdziwy głosiciel Ukrzyżowanego, oddać życie za swego Pana, lecz nie było mu to dane. Zmarł śmiercią naturalną, choć wyczerpany wieloletnimi trudami podróży, w wieku niespełna sześćdziesięciu pięciu lat. Cieszył się tak powszechną opinią świętości, a po śmierci wsławił taką ilością cudów, iż papież Mikołaj I już w roku 867 zezwolił na jego publiczny kult w Kościele.



Hugo Hamilton, Św. Oskar naucza pogańskich Szwedów (1830)

4 lutego: Św. Weronika


Hans Memling (ok. 1470)

(I w.)

„A jam jest robak, a nie człowiek: pośmiewisko ludzkie i wzgarda pospólstwa. Wszyscy, którzy mię widzieli, naśmiewali się ze mnie” (Psalm XXI, 7-8) – „Błogosławiony, który się nie zgorszy ze mnie” (Mateusz XI, 16) – tymi słowami Duch Święty zwraca się do św. Weroniki, ale również do każdego człowieka, który szczerze poszukuje Pana Boga i gotów jest narazić się na pośmiewisko, skoro ujrzy już Jego święte oblicze.

Twarz Chrystusa odbita na chuście św. Weroniki stała się nie tylko obiektem kultu (bezcenną relikwię można obecnie uczcić w klasztorze w Manopello w środkowych Włoszech), lecz także bogatym źródłem inspiracji dla artystów pędzla. W średniowieczu istniała nawet odrębna gałąź sztuki malarskiej poświęcona sporządzaniu odbić twarzy Zbawiciela na różnych płótnach. Malunki takie określano veraicon, a genezy ich powstawania pobożność ludowa szukała zazwyczaj w dziedzinie nadprzyrodzonej Boskiej interwencji twórczej. Oczywiście większość z tych przedstawień była sporządzona ręką ludzką, niemniej w niektórych (jak całun turyński czy właśnie Święte Oblicze z Manopello) dawniejsza i współczesna nauka nie stwierdziła ingerencji ludzkiej (w postaci choćby różnego rodzaju znanych materiałów i technik malarskich).

Weronika, pobożna matrona rodem z Jerozolimy, jest wzorem świętej odwagi, jaką winien odznaczać się każdy chrześcijanin. Podczas gdy Pan Jezus, cały pokryty krwią, potem i pyłem ulicznym, lecz przede wszystkim okryty wzgardą, poniżony i wystawiony na pośmiewisko gawiedzi, posuwał się wolnym krokiem dźwigając ciężkie drzewo krzyża na szczyt Golgoty, znalazła się niewiasta, która przez nikogo nieprzymuszona wzgardziła opinią bezmyślnego tłumu spędzonego przez służby porządkowe, aby oglądać sensację. Nie zważała na opinie ludzkie, odsunęła się od przytłaczającej większości, aby towarzyszyć jednemu sprawiedliwemu. W zamian za to Odkupiciel zostawił na podanej mu chuście odbicie swego świętego oblicza. Jest to lekcja dla nas, iż przez wzgardę świata mamy trwać przy Chrystusie, aby i w naszych duszach został wyraźnie odbity obraz Boga-Człowieka.

Imię Świętej bywa tłumaczone w sposób dość osobliwy, bo jako połączenie dwóch słów pochodzących z łaciny (vera) i z greki (eikon) – czyli prawdziwe oblicze. Inne interpretacje wskazują na czysto grecką etymologię, a więc pheronike, czyli niosąca zwycięstwo. W symbolicznym ujęciu mogłoby to oznaczać, iż Weronika jest tą, która niosła ulgę cierpiącemu Chrystusowi, który dzięki Męce i Zmartwychwstaniu miał odnieść tryumf nad światem oraz jego przewrotnym księciem.

Trudno powiedzieć coś więcej o życiorysie odważnej mieszkanki Jeruzalem, gdyż wiedzę o nim czerpiemy wyłącznie z apokryfów, a na dodatek w późniejszych wiekach jej skromna objętościowo biografia obrosła w szereg legend. Przed śmiercią chustę naznaczoną rysami Pana Weronika miała przekazać papieżowi św. Klemensowi I. Następnie trafiła ona do Edessy na Bliskim Wschodzie, by w VII wieku znów znaleźć się w Rzymie. Stamtąd zaś bezcenna relikwia została wywieziona przez najazdem cesarza Karola V na Rzym (słynne sacco di Roma w roku 1527).

5 lutego: Św. Agata Sycylijska



(ok. 235 – 251)

Sławne imię męczennicy z III wieku, która została zamordowana w okrutny sposób z powodu wierności Boskiemu Oblubieńcowi, od niepamiętnych czasów wymieniane jest w drugiej modlitwie wstawienniczej Kanonu rzymskiego. Sam fakt uczczenia jej pamięci podczas najważniejszej części Mszy Świętej świadczy o randze jej kultu.

Imię jej oznacza „dobrze urodzona”, co pokrywa się istotnie z jej wysokim pochodzeniem, przyszła bowiem na świat w arystokratycznej rodzinie, zamieszkałej w sycylijskim mieście Katania. Odkąd przyjęła chrzest w dzieciństwie, postanowiła całkowicie poświęcić się Chrystusowi i pozostać dziewicą. Pan Bóg obdarzył ją jednak niepospolitą urodą, która w połączeniu ze szlachetnym urodzeniem przysparzała licznych konkurentów o jej rękę. Wśród nich znalazł się możny konsul Kwincjan.

Zabiegał o względy pięknej Agaty, lecz gdy ta ostatecznie odrzuciła jego propozycję, twierdząc, iż została poślubiona Oblubieńcowi, który króluje w Niebie, gorący afekt rzymskiego urzędnika przemienił się w równie nieustępliwy ogień nienawiści. Na jego polecenie niewinne dziewczę oddano do domu publicznego, gdzie na szczęście dzięki nadprzyrodzonej pomocy Bożej została uchroniona od pohańbienia.

Korzystając z tego, iż cesarz Decjusz wszczął prześladowania chrześcijan, Kwincjan postarał się, aby ta, która go odrzuciła, stanęła jako pierwsza przed pogańskim sądem. Zapytano ją, czy zechce wyrzec się Chrystusa i złożyć ofiarę bóstwom pogańskiego Rzymu, a gdy odmówiła, skazano ją na tortury. Oprawcy dopuścili się bestialstwa wobec niewinnej ofiary, obcinając jej piersi. W czasie jej kaźni nastąpiło niespodziewane trzęsienie ziemi, co namiestnik cesarski obecny przy brutalnej egzekucji odebrał jako karę Bożą. Na koniec chrześcijanka została rzucona na rozżarzone węgle.

Resztki jej świętego ciała pochowano ze czcią poza granicami miasta. Relikwie przez pewien czas przechowywano w Konstantynopolu (od 1040 do 1126 roku), dziś pozostają w katedrze pod jej wezwaniem w Katanii. Różne podania wiążą się z męczeństwem Świętej. W więzieniu, gdzie przebywała po pierwszym etapie tortur (a przed rzuceniem na węgle) miał ją odwiedzić sam św. Piotr i wyleczyć jej rany, zaś po odejściu do Pana jej wstawiennictwo miało uchronić ludność Katanii przed wylewem Etny (wulkan wybuchł, lecz gorąca lawa zatrzymała się przed granicami miasta). Św. Agata sycylijska jest wzywana jako obrończyni przed kataklizmami związanymi z ogniem i trzęsieniami ziemi, a także jako patronka kobiet chorujących na raka piersi czy też po prostu karmiących piersią.

6 lutego: Św. Paweł Miki i Towarzysze



(zm. 5 lutego 1597)

Pierwszymi Europejczykami, którzy dotarli w XVI wieku do Japonii, byli portugalscy żeglarze poszukujący łatwego zysku na nowych ziemiach. Przywieźli oni wynalazki nieznane w kraju Kwitnącej Wiśni, które wzbudziły wielkie zainteresowanie – broń palną, zegarki czy choćby europejskie wino. Wkrótce Japończycy zainteresowali się także duchową „ofertą” coraz liczniejszych przybyszów ze Starego Kontynentu. Pierwszym misjonarzem, który dotarł do Japonii, był jezuita św. Franciszek Ksawery, któremu udało się nawrócić około dwóch tysięcy osób. Po jego dwuletnim pobycie (1549 – 1551) ewangelizacja trwała, zjednując Chrystusowi Panu kolejne tysiące dusz.

W pierwszych latach działalności misjonarze znaleźli podatny grunt dla głoszenia nauki Bożej, ponieważ sprzyjał im szogun Oda Nabunaga. Wszystko zmieniło się dopiero za panowania jego następcy Toyotomiego Hideyoshiego. Nowy władca był zrazu przychylny Kościołowi, lecz gdy dowiedział się, że jako chrześcijanin nie może mieć wielu żon, stracił początkową skłonność do przyjęcia obcej wiary. W latach 80-tych XVI wieku zradykalizował on kurs antykatolicki i wszczął represje. Istnieje podanie, iż stało się tak dlatego, że przybywszy do miasta Arima, nie zastał ani jednej prostytutki, ponieważ wszystkie nawróciły się i porzuciły grzeszne życie. W roku 1587 nakazał deportację wszystkich katolickich duchownych i ogłosił zakaz przechodzenia na katolicyzm. Podejrzewał też, iż misja chrześcijańska ma służyć umocnieniu wpływów dworu portugalskiego w Japonii, które to domysły wspierały niestety działania rozmaitych awanturników, porywających ludność na handel niewolnikami.

Kulminacja pierwszej fali prześladowań nastąpiła dziesięć lat później – w roku 1597 – kiedy bezwzględny szogun skazał na śmierć przez ukrzyżowanie dwudziestu sześciu chrześcijan. Byli wśród nich duchowni pochodzenia europejskiego i japońskiego, a także świeccy członkowie Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Wszyscy oni dali świadectwo wiary, którego ślady zachowały się w postaci różnych dokumentów. Jednym z nich jest piękny list, jaki napisał do matki młody ministrant Tomasz Kozaki, który wraz z ojcem szedł na stracenie: „Droga Mamo! Tato i ja idziemy do nieba. Tam będziemy czekać na Ciebie. Nie poddawaj się, nawet gdyby wszyscy księża zostali zabici. Ofiaruj cały swój smutek naszemu Panu i nie zapomnij, że jesteś na prawdziwej drodze do nieba. Nie wolno Ci oddawać moich młodszych braci do rodzin pogańskich. Sama ich naucz. To są nasze ostatnie życzenia. Do zobaczenia, Mamo”.

Wśród skazanych był wspominany dziś przez Kościół
 Paweł Miki. Pochodził on z rodziny samurajskiej, która nawróciła się na chrześcijaństwo. Jako pięcioletni chłopiec przyjął chrzest i odtąd wychowywał się po katolicku. Pobierał nauki u ojców jezuitów, dzięki którym odkrył powołanie do bycia głosicielem Słowa Bożego. Do nowicjatu wstąpił w wieku dwudziestu dwóch lat. Pracował cały czas jako katecheta, a po ukończeniu własnej edukacji wyruszył w podróż po kraju, aby we wszystkich jego zakątkach głosić naukę Zbawiciela.

Z powodu gorliwości, której nie sposób było ukryć przed oczami rządu, został aresztowany i osadzony w więzieniu, gdzie spotkał dwudziestu pięciu innych wyróżniających się aktywnością chrześcijan. Na początku obiecano im darowanie życia, jeżeli wyrzekną się wiary, lecz żaden nie dał się złamać. Zapadł zatem wyrok. Skazańcy zostali obwiezieni przez miasto i wystawieni na pośmiewisko tłumu. Następnie pognano ich do Nagasaki, gdzie czekało już przygotowane dwadzieścia sześć krzyży.

Zachowała się relacja naocznego świadka, który opisuje męstwo Męczenników i ostatnie chwile Pawła Miki: „Brat nasz, Paweł Miki, widząc, że się na kazalnicy znalazł najbardziej zaszczytnej z wszystkich, z jakich dotąd przemawiał, ujawnił, że jest Japończykiem i członkiem Towarzystwa Jezusowego i że umiera z powodu głoszonej Ewangelii, że wreszcie dzięki Bogu składa za to niezwykłe dobrodziejstwo”.

Porównanie miejsca kaźni do kazalnicy uzmysławia, jak nieodparty był zapał misyjny Japończyka, który oddał życie za Ewangelię Jezusa Chrystusa. Autor tekstu cytuje też słowa, jakie wypowiedział Święty do oprawców i zebranego ludu: „Myślę, że nie ma wśród was ani jednego, kto by sądził, że nie powiem prawdy, kiedy już dotarłem do tej chwili w życiu. Oświadczam zatem, że nie ma żadnej innej drogi do zbawienia, jak tylko ta, której się chrześcijanie trzymają. Ponieważ ta droga mnie uczy, żeby przebaczać nieprzyjaciołom i tym wszystkim, którzy mnie obrazili, chętnie przebaczam królowi i tym wszystkim, którzy się przyczynili do mojej śmierci, i proszę ich, aby zechcieli się obmyć wodą chrztu świętego”.

Według ówczesnego zwyczaju przywiązani prętami do krzyży skazańcy zostali przebici włóczniami przez wyznaczonych do tego samurajów. Przed śmiercią wszyscy nawoływali swych rodaków do nawrócenia, odmawiali modlitwy lub wypowiadali najsłodsze imiona Jezusa i Maryi. Ich śmierć stanowiła pierwszy posiew krwi chrześcijańskiej w kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie masowe prześladowania trwały prawie do połowy XVII wieku. Dwudziestu sześciu męczenników Japonii beatyfikował papież Urban VIII w roku 1627, zaś bł. Pius IX zaliczył ich w poczet świętych.

7 lutego: Św. Pius IX, papież


... wkrótce :-)

8 lutego: Św. Hieronim Emiliani


Daniele Crespi (1620)

(1486 – 1537)

Geronimo Emiliani, obywatel rzeczpospolitej weneckiej, syn arystokratycznej rodziny, początkowo żołnierz, a później oddany działacz katolicki, jest czczony jako patron swego rodzinnego miasta, a także sierot, którym niósł ofiarną pomoc. Założone przez niego Towarzystwo Sług Ubogich działa po dziś dzień pod nazwą Zgromadzenia Kleryków Regularnych w Somasce.

Jego ojciec był senatorem, matka zaś wywodziła się z rodziny dożów weneckich. Syn początkowo wstąpił w ślady rodziców, obierając karierę świecką. Źródła dotyczące jego życia zaczynają się dopiero w momencie jego udziału w wojnie przeciwko koalicji papieża Juliusza II, cesarza Maksymiliana Habsburga i króla Ludwika XIII. Dowodził obroną jednej z twierdz, lecz wojska weneckie poniosły klęskę i Hieronim został pojmany.

Osadzono go w Castel Nuovo w Neapolu. Niewola okazała się opatrznościową okazją do odmiany dotychczasowego, oddalonego od Boga, życia. Przyszły Święty uciekł się pod opiekę Pocieszycielki Strapionych i obiecał jej, że poświęci się służbie Bożej, jeśli uda mu się wydostać z twierdzy.

Maryja widocznie chciała okazać swoją moc i zyskać sługę, którego 
życie, odnowione w Krwi Chrystusa, przyniesie miłe Bogu owoce. Hieronim bowiem w cudowny sposób zdołał uciec z więzienia. Po odzyskaniu wolności utrzymywał kontakty ze św. Kajetanem z Thieny (założycielem zakonu teatynów) i z jego kompanem Giovannim Pietro Carafą (późniejszym papieżem Pawłem IV). Z inspiracji tych pobożnych mężów zdecydował się przyjąć święcenia kapłańskie i prowadzić działalność dobroczynną.

Pole do działania było ogromne, ponieważ wojnom owej doby towarzyszyły liczne zarazy, ubóstwo czy chociażby problem sieroctwa. Don Geronimo, korzystając z zasobów rodzinnego majątku, założył w Wenecji pierwszy sierociniec. Kolejne powstały wkrótce w Weronie, Brescii, Mediolanie i innych miastach. W Somasce powstało wspomniane Towarzystwo Sług Ubogich, ponadto Święty prowadził szpitale i rozmaite domy opieki (w tym dla prostytutek chcących zerwać z grzesznym życiem). Młodych wychowanków swych zakładów uczył nie tylko tego, jak poruszać się po drodze zbawiennej, którą jest nasz Pan Jezus Chrystus, ale także przyuczał do zawodu, żeby mogli funkcjonować społecznie w trudnych czasach.

Somaskie Towarzystwo dopiero po śmierci Hieronima Emilianiego zyskało oficjalne zatwierdzenie Stolicy Świętej i zostało przemienione w regularny zakon. Sam Święty oddał się bez reszty swemu ukochanemu ludowi, ponieważ zmarł wskutek zarażenia podczas epidemii dżumy. Sługa Boży został beatyfikowany przez papieża Benedykta XIV w roku 1747, między świętych zaś zaliczył go Klemens XIII w roku 1767.

9 lutego: Św. Apolonia z Aleksandrii


Francisco de Zurbarán (XVII w.)

(zm. ok. 249)

W połowie III wieku po śmierci cesarza Seweryna, a przed objęciem panowania przez Decjusza nastały oddolne, niekierowane przez władze państwowe, prześladowania chrześcijan, których inicjatorem był pewien pogański czarownik z Aleksandrii. Udało mu się pobudzić zawziętość ludności przywiązanej do starych kultów do tego stopnia, iż samowolnie dokonywała ona wyroków na chrześcijanach, którzy nie chcieli wyrzec się wiary.

Wierni byli zmuszeni uchodzić z miast i kryć się w odludnych miejscach dla uniknięcia śmierci. Wśród nich była niewiasta imieniem Apolonia, podeszła w wieku i poważana przez wszystkich z powodu pobożności i miłosierdzia. Nie chciała uciekać przed oprawcami. Jej historię poznajemy z listu św. Dionizego, biskupa Aleksandrii, który Euzebiusz z Cezarei zamieścił w swej Historii kościelnej. Podobnie jak później chociażby św. Florian, żołnierz i męczennik, Apolonia oddała się dobrowolnie w ręce pogan. Ci zaś, mniemając, iż staruszka nie zniesie mąk zadawanych przez katów, liczyli na łatwy sukces w złamaniu jej wiary. Wiedzieli, że apostazja tak znaczącej w mieście osoby może skłonić wielu innych wyznawców Chrystusa do uległości.

Zdziwienie, a wraz z nim wściekłość wzrastała w wykonawcach nieprawego wyroku w miarę, jak obserwowali niezłomną postawę męczennicy. Bili ją tak brutalnie, iż straciła wszystkie zęby, ale w żadnym wypadku nie chciała wypowiedzieć przekleństwa przeciwko Panu Jezusowi, co było warunkiem darowania jej życia. Poganie zawlekli swą ofiarę na plac i zagrozili, iż spalą ją żywcem, jeśli będzie trwała przy swoich przekonaniach. Ona nie zlękła się, więc zaczęto układać stos.

Okrutny czarownik, który kierował egzekucją, miał nadzieję, że widząc gorejące drewno, niewiasta ulęknie się i odda cześć czczonym przez niego bałwanom. Ona jednak ujrzawszy wysokie płomienie, wyrwała się i sama rzuciła w ogień chwaląc imię Pańskie. Od razu po śmierci została otoczona kultem w różnych zakątkach cesarstwa. W Rzymie wystawiono świątynię pod jej wezwaniem, gdzie przechowywano część relikwii. Św. Apolonia została patronką stomatologów.

12/28/2013

10 lutego: Św. Scholastyka z Nursji



(ok. 480 – 547)

Św. Scholastyka wraz ze św. Benedyktem z Nursji stanowią fenomen chyba jedyny w swoim rodzaju – sławny patron Europy był bowiem jej bliźniaczym bratem i oboje zostali wyniesieni do chwały ołtarzy. Przyszli na świat w dobrej katolickiej rodzinie w środkowej Italii i od dziecka podążali ścieżką świętości. Scholastyka była zafascynowana duchowością swego brata, a gdy został on przełożonym zgromadzonej przez siebie wspólnoty w Subiaco, poszła w jego ślady, zakładając klasztor żeński urządzony według reguły napisanej przez Benedykta.

Niewiele wiadomo na temat życia Scholastyki z Nursji, św. Grzegorz Wielki opisuje natomiast dokładnie jej ostatnie spotkanie z bratem. Mieli oni zwyczaj spotykania się raz do roku i prowadzenia długich rozmów o sprawach Bożych. Chwalili Pana przez cały dzień, poszcząc, wieczorem zaś siadali do kolacji i kontynuowali pobożne dysputy. Pewnego razu podczas odwiedzin Benedykta w klasztorze żeńskim rozmowa była tak owocna, że Scholastyka zaczęła namawiać go, by został na noc, aby mogli ją dokończyć.

Święty zaoponował stanowczo, przekonując, iż musi wracać do swojego zgromadzenia. Wówczas nieustępliwa niewiasta wzniosła oczy ku niebu i przedstawiła Panu Bogu swą gorącą prośbę. W tym samym momencie zagrzmiało, i choć wieczór był pogodny, spadł ulewny deszcz. Widząc rozszalałą nagle burzę Benedykt wraz z towarzyszami zmuszeni byli pozostać. Odezwał się do siostry: „Niech zlituje się na tobą wszechmocny Bóg, siostro, coś ty uczyniła?”, na co ona odparła przekornie: „Oto ciebie prosiłam, ale nie chciałeś mnie słuchać. Poprosiłam swego Pana Boga – i Ten mnie usłyszał. Jeśli tylko chcesz, odejdź, opuszczając mnie, wróć do klasztoru”.

Spędzili więc całą noc na radosnym wychwalaniu Stwórcy i Odkupiciela. Wszak już trzy dni później okazało się, iż nie bez powodu Pan Bóg w taki sposób spełnił wolę swej służebnicy. Benedykt miał bowiem wizję, w której zobaczył swą siostrę ulatującą jako gołębica i rzeczywiście wkrótce przyszły wieści o jej śmierci. Nakazał od razu pochować ją w przygotowanym dla samego siebie grobie na Monte Cassino. Sam zmarł kilka dni później, a jego doczesne szczątki zostały złożone w tym samym miejscu.

Duchowa matka i patronka sióstr benedyktynek jest wzywana również w przypadku długiej suszy bądź niebezpiecznej burzy. Po najeździe Longobardów pod koniec VI wieku jej relikwie zostały przeniesione do opactwa św. Benedykta nad Loarą we Francji (Saint-Benoît-sur-Loire), a następnie do Le Mans, później 
zaś część  powróciła do Włoch i spoczęła na z powrotem klasztornym wzgórzu.


Philippe de Champaigne
Anna Austriaczka z dziećmi modląca się do Trójcy Świętej
z Benedyktem i Scholastyką z Nursji
 (ok. 1640)

Andrea Mantegna (1453-4)