12/04/2013

12 lipca: Św. Bruno z Kwerfurtu



(ok. 974 – 1009)

Św. Bruno z Kwerfurtu to postać w Polsce mało znana, a ważna dla kształtowania się przyszłego państwa polskiego opartego na piastowskiej idei – idei Mieszka I i Bolesława Wielkiego – włączającej Polskę w krąg cywilizacji łacińskiej, w sojuszu ze Stolicą św. Piotra i apostołami chrześcijaństwa przeciwko niemieckiemu bizantynizmowi. Biskup Bruno stanowi jeden z tych ewenementów wśród dostojników Kościoła niemieckiego, którzy mieli odwagę w imię wierności Bogu i Ewangelii przeciwstawić się urągającej ewangelicznemu prawu miłości polityce niemieckich władców.

Bruno przyszedł na świat w saksońskiej miejscowości Querfurt jako syn tamtejszego grafa spokrewnionego z panującą dynastią Ludolfingów. Dzięki arystokratycznemu pochodzeniu i koligacjom z domem królewskim, odkrywszy powołanie do stanu duchownego, nie napotkał większych przeszkód w karierze kościelnej. W roku 995 został kanonikiem katedry magdeburskiej, gdzie dotąd pobierał nauki, następnie zaś trafił na dwór Ottona III, gdzie pełnił funkcję kapelana. Odnalazł w osobie młodego cesarza bratnią duszę i zapewne pod jego wpływem ukształtował w sobie postawę na wskroś chrześcijańską również w odniesieniu do koncepcji politycznych. Otto, trzeci tego imienia, stanowił bowiem wyjątek wśród władców cesarstwa rzymsko-niemieckiego – porzucił gwałt będący orężem jego poprzedników i następców, a podniósł ideę konfederacji ludów chrześcijańskich pod patronatem Piotrowych kluczy dla rozszerzenia zbawiennej religii. Z tego powodu przez większość wolnomyślnych badaczy został uznany za „marzyciela” mieszającego „mistykę” z polityką.

Kapelan dworski skorzystawszy ile mógł w otoczeniu światłego monarchy, czuł się na dłuższą metę ograniczony w rozwoju duchowym, gdy pozostawał wśród świeckich spraw, dlatego wyruszył w roku 998 do Rzymu, by tam szukać krynicy doskonalszego żywota. Prawdopodobnie wstąpił wówczas do klasztoru Benedyktynów na Awentynie, gdzie przyjął zakonne imię Bonifacego, zaś w roku 1001 zamieszkał w pustelni św. Romualda w Pereum koło Rawenny. Do tej właśnie pustelni w tym samym jeszcze roku dotarło wezwanie misyjne z odległego kraju słowiańskiego – z władztwa księcia Bolesława Chrobrego, zwanego Wielkim. Książę poszukiwał głosicieli słowa Bożego dla chrystianizacji sąsiednich ziem pogańskich. Brat Bonifacy w najlepszej wierze zgłosił się jako ochotnik do misji, nie podejrzewając, jakie przeciwności czekają go na niemieckim dworze.

Na tronie bowiem zasiadł Henryk II, który zerwał z pokojową polityką wielkiego duchem Ottona, a począł gnębić chrześcijański lud mieszkający nad Wisłą. Od roku 1002 trwały bezskuteczne napaści króla niemieckiego bohatersko odpierane przez wojska Bolesława. Henrykowi nie było w smak, że kapłan tego pokroju co Bruno ma udać się na dwór jego nieprzyjaciela i w jego imieniu rozszerzać chwałę Królestwa Bożego wśród pogan. Misjonarz udał się więc na Węgry, gdzie zebrał obfity plon apostolskich wysiłków. W roku 1004 został wyświęcony na biskupa, następnie przez Ruś, gdzie zabawił czas jakiś na dworze Włodzimierza Wielkiego, udał się do kraju wyjątkowo zatwardziałych pogan Pieczyngów. Wszyscy wróżyli mu niechybną śmierć na tak nieprzyjaznej ziemi, Bóg Zastępów widocznie jednak błogosławił swemu słudze, który choć zniósł niemało przykrości od barbarzyńców, w końcu wyjechał cało, zostawiając na miejscu misyjnego biskupa i grupę nawróconych wiernych. Potem udał się jeszcze do ludu Swijów (czyli Szwedów) i tam również z powodzeniem prowadził apostolat. Przygody, jakich doświadczył podczas tych wypraw, opisuje w liście do króla Henryka.

Do państwa Piastów dotarł wreszcie w roku 1008. W Bolesławie Chrobrym odnalazł „dzielnego pracownika w winnicy Pańskiej” szczerze przejętego sprawą rozszerzenia chrześcijaństwa. Święty apostoł nie mógł nadziwić się, jak król niemiecki – w którego sprawiedliwość nie wątpił i któremu pragnął być wierny jako poddany jego berła – może okazywać taką nieroztropność i dawać takie zgorszenie światu wchodząc w sojusz z pogańskimi Lutykami przeciwko chrześcijańskiemu księciu. Warto zacytować obszerniejszy fragment jego listu pisanego w tym czasie, ponieważ stanowi on niezwykle cenne źródło dla refleksji na temat zmagania dwóch cywilizacji (łacińskiej i bizantyńskiej) w ramach sporów polsko-niemieckich, a także samej misyjnej działalności Kościoła i jego roli w kierunkowaniu relacji władzy świeckiej i duchownej.

„Jeśliby ktoś także to powiedział, że do tego księcia [Bolesława] odnoszę się z uczuciem wierności i serdecznej przyjaźni, prawda to. Rzeczywiście kocham go jak duszę moją i więcej niż życie moje. Lecz mam wiarygodnego świadka, wspólnego Boga naszego, przed którym nic nie jest ukryte, że nie miłuję go wbrew Twojej łaskawości, gdyż ile tylko mogę, pragnę życzliwie usposobić go względem Ciebie. Lecz oby bez utraty łaski króla wolno było tak powiedzieć: czy godzi się prześladować lud chrześcijański, a żyć w przyjaźni z pogańskim? Co za ugoda Chrystusa z Belialem? Jakie porównanie światła z ciemnością? W jaki sposób mogą zgodzić się diabeł Swarożyc oraz wódz świętych, wasz i nasz Maurycy? Jakim czołem schodzą się święta włóczni i chorągwie diabelskie tych, którzy poją się krwią ludzką? Czy nie uważasz tego za grzech, gdy chrześcijanina — zgroza mówić to — zabija się na ofiarę pod chorągwią demonów? Czyż nie lepiej takiego człowieka mieć wiernym, z którego pomocą i poradą mógłbyś daninę otrzymać i lud pogański uczynić świętym, najbardziej chrześcijańskim? O, jakże pragnąłbym w księciu Bolesławie, o którym mówię, mieć nie wroga, lecz wiernego sprzymierzeńca! Może odpowiesz: I ja chcę. A więc okaż miłosierdzie, zarzuć srogość! Jeśli chcesz mieć wiernego sprzymierzeńca, przestań prześladować! Jeśli chcesz mieć rycerza, trzymaj z Chrobrym, aby cię zadowolił. Strzeż się, królu, jeśli wszystko chcesz czynić przemocą, a nigdy z litością, którą lubi Chrobry, żeby przypadkiem Jezus, który teraz wspiera Ciebie, nie rozgniewał się. Lecz nie będę sprzeciwiał się królowi. Niech się dzieje, jak Bóg chce i jak Ty chcesz. Czyż nie lepiej jest walczyć z poganami dla chrześcijaństwa niż gwałt zadawać chrześcijanom? Bez wątpienia człowiek układa, Bóg włada. Czyż król wraz z poganami i chrześcijanami nie wkroczył do tego kraju z całą potęgą państwa? Cóż stało się wtedy? Czyż święty Piotr, którego lennikiem się mieni, i święty męczennik Wojciech nie wystąpili jako obrońcy? Gdyby nie chcieli pomóc, nigdy pięciu świętych męczenników, którzy krew przelali i budząc bojaźń Bożą liczne cuda czynią, po zabiciu nie spoczywałoby w jego kraju. Mój panie, nie jesteś miękkim królem, bo to jest rzeczą szkodliwą, lecz sprawiedliwym i surowym władcą, a to podoba się, byleby tylko to dodać, żebyś był także miłosierny i nie zawsze przemocą, lecz także miłosierdziem pozyskiwał sobie lud i miłym go czynił. Baczyłbyś, aby raczej przez dobrodziejstwa niż przez wojnę zjednywać sobie lud, a wtedy nawet z jednej strony nie miałbyś wojny, gdy teraz masz ją z trzech stron.”

Święty daje również w tym liście dowód swej głębokiej pokory, wybaczając królowi zniewagę, jaką uczynił mu publicznie wyśmiewając jakieś wady biskupa, do których ten istotnie się przyznaje i wręcz pochwala Henryka za sprawiedliwe ujawnienie ich i zganienie – nie baczy więc na swą apostolską godność, ale odważnie przyznaje się do ludzkich słabości. Słowa upomnienia ze strony księcia Kościoła nie dotarły niestety do władcy zapatrzonego w interes niemieckiego państwa, tego istnego drugiego Bizancjum, roszczącego sobie prawo do panowania nad wszelką osobą i państwem, łącznie z osobą Chrystusowego Namiestnika i ojcowizną św. Piotra.

Misjonarzowi nie było już dane śledzić dalszych wydarzeń, ponieważ poniósł śmierć męczeńską podczas nawracania Jaćwingów w roku 1009. Wraz z nim przelało krew dla Chrystusa osiemnastu innych duchownych. Odszedł do Pana pełen zasług, choć miał niewiele ponad trzydzieści lat. Książę Bolesław, duchowy i materialny protektor jego ostatnich wypraw, wykupił zwłoki męczennika z rąk pogan, ale ślad po jego relikwiach niestety zaginął. Bruno z Kwerfurtu zasłużył się dla Polski również tym, że zostawił po sobie Żywot św. Wojciecha i Żywot Pięciu Braci Kamedułów opisujący misję i śmierć tych, którzy jako pierwsi wyruszyli na północ z Pereum wezwani przez piastowskiego władcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz