(zm. 1927)
25 maja 2000 roku Jan Paweł II wyniósł do chwały ołtarzy dwudziestu pięciu męczenników, którzy oddali życie za Chrystusa Króla podczas prześladowań katolicyzmu w Meksyku. Papież pragnął, aby przykład ich niezłomnej walki z antyklerykalnym i pozostającym pod wpływem masonerii rządem zaświecił niegasnącym światłem przed oczyma katolickiego świata dzięki aktowi ich kanonizacji: „Nie porzucili swojej odważnej posługi, kiedy wzmogły się prześladowania na ziemi meksykańskiej, budząc nienawiść do wiary katolickiej. Wszyscy dobrowolnie i spokojnie przyjęli męczeństwo jako świadectwo swej wiary, publicznie przebaczając swoim prześladowcom. Byli wierni Bogu i wierze katolickiej, głęboko zakorzenionej w ich kościelnych wspólnotach, którym służyli, zabiegając także o ich dobrobyt materialny. Dzisiaj są wzorem dla całego Kościoła, a zwłaszcza dla społeczeństwa meksykańskiego” – mówił Ojciec Święty w homilii kanonizacyjnej.
Ostatnie dwieście lat historii Meksyku to arena nieustającej walki dwóch żywiołów występujących w tamtejszym społeczeństwie – z jednej strony ogromna część ludności przywiązana do Wiary Ojców, z drugiej zastępy niespokojnych duchów, które widząc niedomagania ustroju swego państwa nie zdołały zdobyć się na organiczną i długofalową pracę nad podniesieniem stanu życia, lecz wstępując w ślady swych europejskich poprzedników roznieciły niszczący ogień Rewolucji, wymierzonej przede wszystkim w ostoję ładu społecznego, czyli religię katolicką.
Przywiązanie do Kościoła, kult Chrystusa Króla i Matki Bożej z Guadalupe były jednak w ludzie meksykańskim tak silne, że nie było łatwo przeprowadzić wszystkich liberalnych i laickich reform. W roku 1857 ogłoszono wprawdzie liberalną konstytucję, inspirowaną w znacznym stopniu przez rozwielmożnioną sektę masońską, ale rewolucjonistom nie udało się usunąć zapisu o tym, że religia objawiona jest religią panującą, a wszystkie fałszywe kulty są zakazane. Nastąpiło to dopiero w roku 1917 w konstytucji, która była ukoronowaniem długich zamieszek rewolucyjnych. W latach 1910 – 1917 rozegrała się bowiem rewolucja, która otworzyła okres krwawych prześladowań i zepchnęła fundamentalną dla tożsamości nowożytnego Meksyku religię Chrystusową na margines życia publicznego.
Katolicyzm był szczególnie silnie zakorzeniony w warstwie ludu meksykańskiego i właśnie ów lud wydał na świat czczonego przez Kościół męczennika Krzysztofa Magallanesa. Cristóbal Magallanes Jara przyszedł na świat w San Rafael Totatiche w stanie Jalisco w roku 1869, w rodzinie rolniczej. W młodości trudnił się pasterstwem, następnie postanowił zamienić kij pasterski, którym zaganiał trzody na laskę duchowego przywództwa i został księdzem w wieku lat trzydziestu. Rozpoczął pracę jako proboszcz parafii w swej rodzinnej wsi, która pozostawała pod jurysdykcją stolicy biskupiej w Guadalajara i prowadził apostolat wśród Indian z plemienia Huichol. Krzewił wśród wiernych nabożeństwo do Niepokalanej Matki Boga, szczególnie zaś do Jej godności Królowej Różańca Świętego.
Padre Cristóbal okazał się też znakomitym organizatorem – zakładał ośrodki katechetyczne, szkoły, biblioteki; wspierał wszelkie inicjatywy podnoszące ducha obywatelskiego wśród ludu (kółka rolnicze, związki zawodowe) i nadawał im charakter katolicki. Wiedząc jak ważny jest rozwój powołań kapłańskich w kraju, w którym katolicka ludność nie może liczyć na poparcie rządu, wspierał działalność seminariów, a gdy antyklerykalny rząd rewolucyjny nakazał w 1914 roku zamknąć wszystkie placówki kształtujące katolickich kapłanów, święty pasterz założył tajne seminarium w Totatiche, potem w innych miejscowościach, lecz gdy te zabiegi zostały spacyfikowana, poprzestał na udzielaniu prywatnych nauk adeptom stanu kapłańskiego.
W roku 1924 doszedł do władzy socjalista Plutarco Elías Calles, założyciel Partii Narodowo-Rewolucyjnej, który z powodu wyjątkowo fanatycznej nienawiści do chrześcijan został nazwany „meksykańskim Neronem”. Wydał on szereg ustaw przeciwko wyznawcom prawdziwej religii, zamykano klasztory, zakazywano publicznych nabożeństw, księża nie mieli prawa chodzić w sutannach. Powstałą sytuację podsumowywał ówczesny minister spraw wewnętrznych słowami: „Uchwyciliśmy Kościół za gardło i zrobimy wszystko, by go zadusić”. Podobnych zamiarów nie krył prezydent-prześladowca. Na szczęście, jak to zwykle bywało w dziejach chrześcijaństwa, Pan Bóg wzbudził męstwo wśród swoich ludzi i dał im siłę, by stawili czoła nieprzyjaciołom Królestwa Bożego. W roku 1926 wybuchło powstanie ludności katolickiej określanej jako Cristeros, czyli żołnierze Chrystusa. Walczyli oni z bronią w ręku i ginęli z okrzykiem: Viva Cristo Rey! Viva la Virgen de Guadalupe! – opuszczając ten świat z nadzieją nagrody w wieczności i niezłomnym przekonaniem, iż jest Bóg na niebie, którego nie zabiją w sercach Meksykan rządowe bagnety.
W takich okolicznościach Krzysztof Magallanes kontynuował niestrudzenie swój apostolat krzepiąc na duchu prześladowany lud Boży. W końcu jednak i on został schwytany przez siepaczy bezbożnego reżimu. Towarzyszył mu wikariusz z parafii w Totatiche ksiądz Augustyn Caloca Coftes. Stanęli oni w obliczu oczywistej śmierci. Święty zachował serce wspaniałomyślne dla swych oprawców, wybaczając im ich zbrodnię, a ojcowskie dla swego pomocnika w kapłaństwie, którego pocieszał w ostatnich momentach: „Bądź spokojny, synu, to tylko chwila, a potem niebo!”. Zaś przed samą egzekucją miał powiedzieć: „Umieram niewinny, wybaczam z serca tym, którzy przyczynili się do mojej śmierci, i proszę Boga, by moja krew posłużyła jedności moich meksykańskich braci”.
Podobnie zginęło pozostałych dwudziestu czterech męczenników wspominanych razem ze św. Krzysztofem. Żaden prawomocny organ państwowy nie wydał na nich wyroku, żaden wyrok w ogóle nie został odczytany. Zostali zamordowani samowolnie wśród obelg, a nierzadko również zadawanych przed śmiercią tortur. Do śmierci pozostali na służbie jedynego Pana nieba i ziemi i Jego Niepokalanej Matki, która w ukochanej przez Meksykan Guadalupe okazała szczególne względy temu wiernemu ludowi, do którego papież-Polak wypowiedział następujące słowa w stolicy Meksyku w 1979 roku: „W mojej Ojczyźnie mawia się: Polonia semper fidelis. Chciałbym także powiedzieć: México semper fidelis, zawsze wierny. W istocie historia religijna tego narodu jest historią wierności”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz