12/06/2013

21 czerwca: Św. Alojzy Gonzaga



(1568 – 21 czerwca 1591)

Luigi Gonzaga wywodził się z rodu panującego do końca XVII wieku w księstwie Mantui. Jego ojciec, margrabia Ferdynand di Castiglione, widział w swym pierworodnym potomku spadkobiercę rodzinnej tradycji i kontynuatora wojskowej kariery, zwłaszcza że sam w trzy lata po narodzinach syna brał udział w rozgromieniu Turków pod Lepanto. Mały Alojzy przebywał na dworach Mantui i Florencji, a także w Hiszpanii u króla Filipa II, gdzie miał nabrać światowych manier. Podobno już jako czteroletni chłopiec był zabierany przez ojca do obozu, gdzie przypatrywał się ćwiczeniom wojskowym.

Pan Bóg miał jednak inne plany wobec włoskiego arystokraty, co zasygnalizował już przed narodzinami Świętego. Otóż matka jego, gdy była w ciąży, zachorowała tak ciężko, iż lekarze nie dawali już szansy ani jej, ani dziecku. Uczyniła wówczas ślub, iż odbędzie pielgrzymkę do sanktuarium maryjnego w Loreto, jeśli odzyska zdrowie i urodzi szczęśliwie. Tak też się stało, niemniej Alojzy został ochrzczony jeszcze w łonie matki z powodu zagrożenia życia – można zatem powiedzieć, iż przyszedł na świat już odrodzony z wody świętego sakramentu. Zapewne nie bez znaczenia w zrządzeniach Opatrzności pozostaje fakt, iż narodził się on w tym samym roku, w którym odszedł do Pana święty Stanisław Kostka, obok którego Alojzy Gonzaga stał się jednym z najmłodszych kanonizowanych jezuitów i patronem chrześcijańskiej młodzieży.

Już jako paź na dworach Italii i Hiszpanii wykazywał zadziwiającą jak na swój wiek świadomość marności tego przemijającego świata, zaś w dziewiątym roku życia z gorącej miłości ku Niepokalanej uczynił dobrowolny ślub dozgonnej czystości, klęcząc w kaplicy pałacowej we Florencji u stóp obrazu przedstawiającego Zwiastowanie Anielskie. Odtąd Matka Boża wspierała go swą łaską tak skutecznie, iż ponoć nigdy nawet myślą nie zgrzeszył przeciw cnocie czystości. Pan Bóg, który w nieprzenikniony sposób rządzi swym stworzeniem, przemawiał do młodzieńca wrzuconego w wir światowego życia w sposób niedostępny dla mniej czułych i pokornych dusz – poprzez wewnętrzne natchnienia i z kart takich dzieł, jak Ćwiczenia duchowne św. Ignacego, w których rozczytywał się na dworze królewskim w Madrycie.

Bardzo wcześnie też narodziło się w nim powołanie zakonne, o które wszakże musiał walczyć przez trzy lata, by złamać przeciwną wolę ojca. W roku 1585 wstąpił do nowicjatu ojców jezuitów, do czego natchnęła go lektura listów misjonarzy Societatis Iesu pisanych z Indii. Zrzekł się praw do panowania w Castiglione na rzecz młodszego brata Ferdynanda i osiadł w miejscu, do którego jego pełne Bożej miłości serce wyrywało się od kilku lat – w zaciszu klasztornym, gdzie mógł oddawać się modlitwie i ćwiczeniu w cnotach. Zaraz po wstąpieniu do zakonu kleryk Luigi miał okazję wziąć udział w publicznej dyspucie filozoficznej, podczas której zadziwił uczestników lotnością swego umysłu i od razu został skierowany na studia teologiczne do Rzymu.

Przebywając w kolegium rzymskim, „anielski młodzian” odebrał objawienie od Pana Boga, iż za rok ma odejść z tego świata. Podwoił wówczas praktyki pokutne i zapłonął tak niewypowiedzianą miłością do Trójcy Przenajświętszej i Bogurodzicy Maryi, iż jego współbracia nie mogli się nadziwić, iż jeszcze kilkanaście lat temu w tym samym kolegium przebywał serafin miłości i anioł niewinności Stanisław Kostka, a teraz ich oczy widzą owoce tak nadzwyczajnych cnót.

W roku 1591 wybuchła w Rzymie i innych miastach włoskich zaraza. Przełożeni brata Alojzego, znając jego bezgraniczną gorliwość, nie pozwolili mu początkowo zajmować się chorymi, bo wiedzieli, iż nie będzie miał miary w niesieniu miłosiernej pomocy z zapomnieniem o własnym zdrowiu i względach bezpieczeństwa. I rzeczywiście miłosierdzie miało być ostatnią cnotą, którą Święty rozwinął do granic na swej ziemskiej drodze. Po jakimś czasie bowiem dopuszczono go do opieki nad zarażonymi i wkrótce sam uległ śmiertelnej chorobie.

Jego ostatnie dni pełne były naznaczonego pogodą ducha męstwa, z jakim znosił dolegliwości. Nigdy nie pokazywał współbraciom smutnej twarzy i zawsze żartował na temat swojego położenia, radując się w duszy, że już niedługo będzie mógł ujrzeć Boga, do którego tak długo tęsknił. W dzień śmierci, gdy leżał od jakiegoś czasu nie wstając z łoża boleści, przyszedł do niego ojciec prowincjał i zapytał: „Cóż porabiamy, bracie Alojzy?”, na co chory odpowiedział: „Idziemy, ojcze” – „A dokąd?”, spytał zdziwiony nieco prowincjał – „Do Nieba” – brzmiała odpowiedź świętego młodzieńca, po czym dodał: „Mam nadzieję w miłosierdziu Boskim, iż dziś tam jeszcze będę”. Tak się stało. Brat Luigi Gonzaga odszedł do Pana tego samego dnia, a ostatnimi słowami, jakie szeptał, były najświętsze imiona Jezusa i Maryi.

Po śmierci zasłynął wielkimi cudami, a św. Maria Magdalena de Pazzi zaświadczyła, iż miała objawienie chwały niebieskiej, jakiej zażywa obecnie ten błogosławiony młodzian w Królestwie Niebieskim i że jest ona tak wielka, iż ludzki rozum nie jest w stanie tego pojąć, a język wyrazić. Po trzynastu latach papież Paweł V ogłosił go błogosławionym, kanonizacji natomiast doczekał się dopiero w roku 1726 wraz ze Stanisławem Kostką. Relikwie Świętego spoczywają w rzymskim kościele pod wezwaniem jego umiłowanego mistrza duchowego – św. Ignacego z Loyoli.


Giovanni Francesco Barbieri, Powołanie św. Alojzego Gonzagi (1650)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz