12/08/2013

6 czerwca: Bł. Maria Karłowska



(4 września 1865 – 24 marca 1935)

Maria Karłowska pochodziła z ziemiańskiej rodziny zamieszkałej w majątku Słupówka w Wielkopolsce. Jej rodzice, Mateusz Karłowski herbu Prawdzic i Eugenia z Dembińskich herbu Rawicz, wychowywali swe liczne potomstwo w atmosferze dyscypliny, szczerej religijności i staropolskiego kultu narodowych i rodzinnych wartości. Młoda dziedziczka dorastała w Poznaniu, gdzie w wieku siedemnastu lat złożyła na ręce spowiednika ślub dozgonnej czystości. W 1882 roku zmarli jej rodzice, wtenczas Maria pragnąc zdobyć środki do samodzielnego utrzymania, odbyła w Berlinie kurs szycia i hafciarstwa. Wróciwszy do kraju, zatrudniła się zakładzie krawieckim prowadzonym przez jej siostrę.

Równocześnie jej kobiece serce zaczęło odnajdywać swoje powołanie w dobroczynnej pracy dla bliźnich. Pomocna dłoń Bożej Opatrzności prowadziła pobożną i dobrze ułożoną panienkę w miejsca pozornie dla niej nieodpowiednie, bo nie tylko do chorych i ubogich, ale i do ludzi z marginesu społecznego, do rozbitych rodzin, a nawet… no właśnie – historia miłosierdzia, która jest historią życia tej służebnicy Bożej, zaczęła się tak naprawdę w dniu poznania pewnej poznańskiej prostytutki, która pozostawała pod nadzorem policji i pragnęła rozpocząć nowe życie. Maria dała jej to, co miała najlepszego – dobre serce i dobre wychowanie wyniesione z domu – by pomóc jej stanąć na nogach. Wówczas zrozumiała, jaki jest sens jej życia i wyraziła to prostymi słowami: „Pragnę wszystkiego, co może się przyczynić do zbawienia dusz”.

Wokół Błogosławionej zaczęło się gromadzić coraz więcej dziewcząt, które ośmielone jej dobrocią prosiły o pomoc w rozpoczęciu nowego życia, Maria zaś odnalazła klucz do ich zasklepionych w grzechach dusz – „Tym biednym dzieciom potrzeba serca” - mówiła i osiągała prawdziwe cuda łaski działającej w duszach odkrywających w sobie pragnienie poprawy, pojednania z Bogiem i świętości. Wkrótce znalazła kilka innych niewiast, które wraz z nią podjęły posługę tym odrzuconym przez społeczeństwo kobietom i stały się zalążkiem przyszłego zgromadzenia, jakie miała założyć panna Karłowska.

Prawie bez środków finansowych, ale bogata w ufność wobec Opatrzności Ojca niebieskiego zaczęła ona od założenia skromnego zakładu Dobrego Pasterza, zaś po niejakim czasie Pan Bóg zesłał jej zamożną dobrodziejkę, hrabiankę Anielę Potulicką, która stała się fundatorką założonej przez bł. Marię wspólnoty. Tak powstało Zgromadzenie Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej, którego dewizą stało się zdanie: „Szukać i zbawiać to, co zginęło”. Siostry składały trzy śluby zakonne (czystości, ubóstwa i posłuszeństwa) i jeden dodatkowy zobowiązujący do ofiarnej pracy z osobami zagubionymi moralnie. Zgromadzenie zostało zatwierdzone przez miejscowego biskupa w roku 1909, przechodząc przedtem przez szereg trudności i przeciwności ze strony ludzi opornych wobec tak nietypowego – a tak przecież potrzebnego i prawdziwie ewangelicznego! – pomysłu.

Siostry podjęły między innymi pracę w szpitalach dla kobiet dotkniętych chorobą weneryczną, w czym przyświecało im wezwanie matki Karłowskiej: „Poprzez leczenie chorych ciał trafiać do dusz i zdobywać je dla Boga”. Bł. Maria otworzyła dziewięć domów pomocy, których przedłużeniem były inne zakłady (gospodarstwa, a nawet otwarta przez nią fabryka biszkoptów), gdzie kobiety podniesione z grzechowego poniżenia odnajdywały stabilizację materialną i możliwość życia w środowisku szczerze – bo z własnego wyboru – katolickim.

Matka Maria, poznawszy granice nędzy moralnej człowieka, była głęboko świadoma prawdziwości słów Pana Jezusa: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” – dlatego wszystkie swe sukcesy resocjalizacyjne odnosiła zawsze do Boga, a przed każdą ważną decyzją prowadziła z Nim długie rozmowy u stóp tabernakulum albo w obliczu wizerunku ukrzyżowanego Chrystusa. Zgromadzenie sióstr pasterek przyjęło niezwykły charyzmat kładący nacisk na godność i nieporównywalną wartość każdej duszy nieśmiertelnej i stworzonej na podobieństwo Boga. Niestrudzona pracownica w winnicy Pańskiej wyraziła to pięknymi słowami, iż „nie ma na ziemi niczego, co dorównałoby pięknością duszy ludzkiej, dlatego warto zbudować dom choćby na jedną noc, aby w nim choćby jedną duszę uchronić od grzechu śmiertelnego”.

Maria Karłowska zmarła w opinii świętości w jednym ze swych domów w pomorskiej miejscowości Pniewite, otoczona wiernymi współpracowniczkami, do których miała wyrzec ostatnie słowa: „To za zakon... to za dusze – niech się nawrócą, niech się uświęcą”. Pozostawiła po sobie Konstytucje dla zakonu, a także podręczniki zakonne i ascetyczne oraz szereg listów pełnych zbawiennych rad służących urzeczywistnianiu formacji katolickiej niewiasty. Przed śmiercią została odznaczona przez rząd II Rzeczypospolitej Złotym Krzyżem Zasługi, a na wieść o jej śmierci pisano w Kurierze Warszawskim, że była „gwiazdą na horyzoncie polskiego miłosierdzia. Jedną z tych, co zapalane bywają ręką Wszechmocnego po to, aby ludzie nie wierzyli w wieczne trwanie ciemności i mieli odwagę żyć do rana”. Tuż po jej narodzinach dla Nieba podjęto starania o wyniesienie matki Karłowskiej na ołtarze.

Jej beatyfikację, a także innej Polki Bernardyny Marii Jabłońskiej, ogłosił Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Ojczyzny w 1997 roku. W homilii wygłoszonej 6 czerwca u stóp krzyża na Giewoncie papież przypomniał o nabożeństwie do Serca Jezusowego, jakie cechowało Marię Karłowską i przytoczył jej słowa: „Mamy oznajmiać Serce Jezusa, to jest tak z Niego żyć i w Nim, i dla Niego, abyśmy się stawały do Niego podobne i aby w życiu naszym On był widoczniejszy, aniżeli my same”.

Ojciec Święty objaśniał wówczas wspaniałą misję, jaką z Bożej łaski było dane wypełnić obu beatyfikowanym niewiastom: „(…) obie te heroiczne zakonnice, prowadząc w skrajnie trudnych warunkach swoje święte dzieła, ujawniły w pełni godność kobiety i wielkość jej powołania. Objawiły ów «geniusz kobiety», który przejawia się w głębokiej wrażliwości na ludzkie cierpienie, w delikatności, otwarciu, gotowości do pomocy i w innych zaletach ducha właściwych kobiecemu sercu. Urzeczywistnia się on często bez rozgłosu, a przez to bywa nieraz niedoceniany. Jakże potrzeba go dzisiejszemu światu, naszemu pokoleniu! Jakże potrzeba tej kobiecej wrażliwości na sprawy Boże i ludzkie, aby nasze rodziny i całą społeczność wypełniało serdeczne ciepło, życzliwość, pokój i radość! Jakże potrzeba tego «geniuszu kobiety», ażeby dzisiejszy świat docenił wartość ludzkiego życia, odpowiedzialności, wierności; aby zachował szacunek dla ludzkiej godności! Takie miejsce bowiem wyznaczył Bóg kobiecie w swoim odwiecznym zamyśle, stwarzając człowieka «mężczyzną i niewiastą» na obraz i podobieństwo swoje”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz