12/08/2013

8 czerwca: Św. Medard z Noyon



(VI w. – ok. poł. VII w.)

Św. Medardus był synem frankońskiego szlachcica Nectardusa i Rzymianki Protagii. W domu rodzicielskim odebrał chrześcijańskie wychowanie i już jako dziecko zaskakiwał otoczenie nie tylko głęboką pobożnością, ale także cudami, które Pan Bóg czynił, wejrzawszy na jego pałające ogniem świętości serce. Już wtedy dawał przykład zadziwiającego miłosierdzia. Pewnego razu napotkał wędrowca, któremu skradziono konia i nie miał jak podróżować dalej. Chłopiec ulitował się nad nim i podarował mu konia z ojcowskiej stajni. Służba domowa wpadła w panikę obawiając się gniewu pana, lecz mały Medard uspokoił ich, mówiąc: „Nie obawiajcie się! Konia tego dałem ubogiemu dla miłości Chrystusa, a Jezus już pomyśli o tym, jakby go nam oddać” – i rzeczywiście, gdy weszli do stajni, nie brakowało ani jednego zwierzęcia.

Rodzice posłali Medarda na naukę do szkoły biskupiej w Tournay przy kościele Saint Quentin, gdzie zaprzyjaźnił się on ze św. Eleuteriuszem (późniejszym biskupem Tournay). Wspólnie odkrywali oni drogę chrześcijańskiego życia, stroniąc od nadużywania rozrywek światowych, prowadząc budujące rozmowy i dorastając do powołania kapłańskiego. Medardus wraz ze swym przyjacielem przyjął święcenia i rozpoczęła się jego kilkudziesięcioletnia posługa, pełna poświęceń i dowodów prawdziwie Chrystusowej miłości dla swych wiernych i dla wszystkich ludzi. Okazywał miłosierdzie tym, którzy mu szkodzili i tym kruszył serca grzeszników, strapionych pocieszał, a ubogich wspierał dobrami materialnymi i duchowymi.

W roku 530 został mianowany biskupem Vermand, a sakry udzielił mu św. Remigiusz z Reims (ten sam, który miał ochrzcić pierwszego frankońskiego władcę Chlodwiga). Był on tak skromny, że niemalże siłą musiano doprowadzić go na tron biskupiej stolicy, gdy już zaś został ordynariuszem, dawał budujący przykład pokory, obchodząc parafie pieszo i czyniąc miłosierdzie z bezpośredniością i prostotą najniższego sługi Bożego. Po jakimś czasie przeniósł siedzibę biskupstwa do Noyon, ponieważ ta miejscowość lepiej spełniała funkcje obronne w czasach najazdów barbarzyńskich.

Po śmierci św. Eleuteriusza w 532 roku lud jego diecezji zwrócił się do Medarda, aby objął opuszczoną stolicę, ponieważ i tam dotarła sława jego cnót i dobroci. Dokonało się wówczas połączenie urzędu tych dwóch stolic w jednej osobie, które przetrwało aż do roku 1146. Ziemie objęte jurysdykcją tego biskupstwa nie były całkiem schrystianizowane, a pogaństwo jeszcze hardo podnosiło głowy przeciw pasterzom Kościoła. Św. Medardus dostąpił z tego powodu przywileju cierpienia dla Chrystusa, wśród zniewag, ataków, a nawet więzienia, jakie spotkały go ze strony pogan. Pracując tam przez kilkanaście, lat zebrał wszakże niemały plon swych apostolskich wysiłków.

W podeszłym wieku i z obfitością zasług zastały biskupa Medarda ostatnie chwile jego życia. Ostatnim bólem, jaki miał znieść na ziemi, była śmiertelna choroba, na którą zapadł – potem czekała go już tylko wieczna nagroda w niebie. Śmierć świętego hierarchy osierociła lud miłujący swego pasterza i zasmuciła nawet frankońskiego monarchę, który nakazał pochować jego doczesne szczątki w kaplicy należącej do majątku Crouy nieopodal miasta Soissons, które stanowiło królewszczyznę Chlotara. Następnie król ufundował w tym miejscu opactwo benedyktyńskie pod wezwaniem Świętego. Jest on patronem wielu różnych zawodów, a mianowicie rolników, żniwiarzy i dobrych zbiorów, piwowarów, plantatorów winnej latorośli i ogrodników, a także jeńców i więźniów.

Ciekawą osobliwością związaną ze świętym Medardem jest tak zwane Święto Róż, któremu dał on początek w miejscowości Salency. Przeżyło swego inspiratora o półtorej tysiąclecia. Polega zaś na tym, że rokrocznie w dzień wspomnienia Świętego spośród miejscowych dziewcząt w dojrzałym wieku wybierana jest jedna, która odznacza się największą cnotą, zaletami katolickiej niewiasty i prawością charakteru, a także pochodzi z domu o nieposzlakowanej opinii. Pierwotnie wyboru spośród przedstawionych kandydatek dokonywał dziedzic owej miejscowości, a zatwierdzała go bądź nie zgromadzona ludność. Uroczystości towarzyszy wspaniała procesja, w której Królowa Róż, czyli jedna wybrana dziewica, w białej sukni i z rozpuszczonymi włosami, prowadzona jest z pałacu do kościoła, w asyście dwunastu innych dziewic również ubranych na biało, dwunastu młodzieńców i wszystkich wiernych. Potem następuje koronacja wieńcem różanym dokonywana przez biskupa diecezji, a wyróżniona panna otrzymuje dwanaście talarów.

Zwyczaj ten przyczynił się wielce do podniesienia obyczajów w Salency, które odtąd słynęło z przykładnych młodych panien, rywalizujących ze sobą o najbardziej zasłużoną, bo otrzymaną z powodu cnoty, ziemską koronę – pachnący diadem z tak bogatych w symbolikę kwiatów, jakimi są róże. To niesamowite święto ukazuje, jak inna była mentalność ludzi w czasach, gdy Kościół Święty – Królestwo bez skazy rządzone przez niepokalanego Baranka Bożego – nadawał ton życiu publicznemu chrześcijańskiej Europy, a cnota była powodem do chluby wobec ludzi i świata podległego wprawdzie złu i grzechowi, ale przesiąkniętego w swych strukturach pierwiastkami świętości. Przykład tego małego francuskiego miasteczka powinien zachwycać współczesnych katolików i skłaniać ich do odważnego życia według zasad Wiary w czasach, gdy po tysiącleciu panowania jest ona systematycznie rugowana z życia państw, narodów i społeczeństw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz