12/08/2013

9 czerwca: Bł. Anna Maria Taigi



(29 maja 1769 – 9 czerwca 1837)

Anna Maria z domu Gianetti była córką kupieckiej rodziny osiadłej w Sienie. Tam też przyszła na świat, lecz jako dziecko wyjechała wraz z rodzicami do Rzymu. Jej ojciec miał nadzieję pomnożyć dobrobyt rodziny, ale niestety jego plany pokrzyżował kryzys, który akurat nastał we Włoszech.

Państwo Gianetti, zapewniający dotychczas jak najlepsze wychowanie swej jedynej córce, która pod ich okiem wyrastała na zaradną i piękną młodą kobietę, postanowili oddać ją na dalsze wychowanie do domu rzymskiej arystokratki Marii Serra Marini. Anna zjednała serce swojej wychowawczyni, nabrała nieco światowej ogłady, a w wieku dwudziestu lat została wydana za mąż za majordomusa księcia Chigi, pana Domenico Taigi.

Początkowo nic nie zapowiadało wszystkich niezwykłości, jakimi miała zasłynąć bł. Anna Maria. Była kobietą łagodną i zdolną pomiarkować porywczy charakter swego męża, pan Taigi zaś pomimo trudnego charakteru był szczerym katolikiem i starał się łagodzić swoje obyczaje, by nie urazić delikatnej i przykładnej małżonki. Spełniała z radością wszystkie domowe obowiązki, była elegancką młodą kobietą lubiącą piękne stroje, muzykę i inne rozrywki, z jakich w wolnych chwilach korzystała u boku swego męża.

Pewnego dnia nastąpiła w jej życiu nieoczekiwana zmiana, choć jeszcze nie wiedziała, do jak wysokiego stopnia doskonałości Pan Bóg zamierza ją wezwać. Otóż, gdy poszła pewnego razu do bazyliki Świętego Piotra, napotkała wzrok pewnego nieznajomego kapłana. Był to, jak się potem okazało, cieszący się opinią prawdziwie świątobliwego ksiądz Angelo Verardi. Anna Maria poczuła w tamtej chwili mgliste jeszcze, ale niedające odtąd spokoju pragnienie zmiany w swoim życiu, pragnienie pogłębienia swego życia duchowego. Ksiądz Angelo zaś miał doświadczyć nadprzyrodzonej interwencji Boskiej w postaci głosu, który rzekł do niego: „Przyjrzyj się tej młodej kobiecie. Pewnego dnia zwróci się do ciebie, a wtedy doprowadź ją do nawrócenia, gdyż to Ja wybrałem ją, aby została świętą”.

Tak też się stało. Po jakimś czasie łaska Boża przebiła się do głębi serca młodej żony i udała się do kościoła, aby przystąpić do spowiedzi. Trafiła wówczas na księdza Verardiego, który przywitał ją zaskakującymi słowami: „Nareszcie jesteś”. Pani Teigi odeszła od konfesjonału z radością, iż odnalazła sposób, w jaki ma spełnić towarzyszące jej od jakiegoś czasu pragnienie większej zażyłości z Bogiem i rozpoczęcia lepszego życia. Spełniała nadal z całą gorliwością wszystkie obowiązki żony i matki (miała bowiem stać się matką siedmiorga dzieci), lecz równocześnie rozpoczęła niezwykłą, pełną mistycznych doświadczeń i cudów, drogę cichej i skromnej apostołki Jezusa Chrystusa. „Przeznaczyłem cię do tego, byś nawracała dusze i pocieszała osoby każdego stanu” – tak brzmiały słowa samego Pana Jezusa, które określały jej dalszą drogę.

Lista uczynionych przez nią cudów, proroctw, uzdrowień i innych niesamowitych wydarzeń, które Bóg przez nią sprawował, by dać świadectwo swojej miłości i potęgi i pozyskać ludzkie dusze, jest tak długa, że potrzeba by książki, by je dokładnie opisać. Najosobliwszym z owych cudów w życiu Błogosławionej był pewien szczególny i niespotykany u kogo innego dar, który otrzymała. Otóż pewnego razu, gdy trwała na modlitwie, pojawiło się w zasięgu jej wzroku coś na kształt jaśniejącego słońca. W pierwszej chwili pobożna niewiasta pomyślała, że to jakieś mamienia szatańskie. Jednak gdy przyjrzała się lepiej, ujrzała w światłości owego słońca pełną majestatu postać, która wpatrywała się w niebo (zapewne było to uosobienie mądrości), a także koronę cierniową i krzyż. Wkrótce odebrała wyjaśnienie od Pana Boga: „Pokazuję ci zwierciadło, dzięki któremu zrozumiesz co jest dobre, a co złe”. Odtąd owo słońce towarzyszyło jej do końca życia, a widziała w nim nie tylko odbicie tego, co dobre i złe, ale także rozmaite ludzkie historie, a nawet zdarzenia historyczne, jakie miały mieć miejsce w przyszłości.

Posłuszna małżonka prosiła swego męża, aby zgodził się na nowy styl życia, jaki postanowiła prowadzić – życia oddanego modlitwie, kontemplacji, dobroczynności i odrzucenia przyjemności, z których dotychczas korzystała. Pan Taigi nie miał nic przeciwko, widząc, że droga doskonałości, na jaką wkroczyła jego żona, w żaden sposób nie koliduje z ich małżeńskim pożyciem i obowiązkami matki. Z czasem nawet nabrał pewnej czci połączonej z męską dumą ze swej małżonki i był bardzo uczulony na ludzi zawistnych bądź niedowierzających, którzy próbowali oczerniać świątobliwą niewiastę, której cnoty i cuda zasłynęły wśród ludności Rzymu. Anna Maria pomagała wszystkim, począwszy od najuboższych i najbardziej zapomnianych przez społeczeństwo, a skończywszy na osobach władców (jej modlitwie królowa Etrurii Maria Luiza Bourbon zawdzięczała cudowne uzdrowienie). Przewidziała także elekcję papieża Piusa IX, mimo iż w dzień jej śmierci Giovanni Feretti nie był nawet kardynałem.

Przy całym poważaniu, jakie zyskała ta niezwykła niewiasta, udzielająca rad politykom, przewidująca ważne wydarzenia (jak chociażby klęska Napoleona w Rosji), kochana przez wszystkich, dla których stała się dobrodziejką, zachowywała cnotę pokory posuniętą do heroizmu. Nigdy nie opowiadała o swoich osiągnięciach i nigdy nie pragnęła nagrody za swe prawie nadludzkie poświęcenie, dzięki któremu była przykładną żoną i matką, a jednocześnie aktywną i otwartą dla wszystkich szerzycielką Bożego miłosierdzia i mądrości. Nie przyjmowała pomocy ze strony możnych przyjaciół, pragnęła bowiem stawić samodzielnie czoła wszystkim trudnościom i taki sam wzorzec wpoić swoim dzieciom. Przekazywała potomstwu również zamiłowanie do dobroczynności, zabierając swe pociechy w miejsca, gdzie służyła potrzebującym, do szpitali i domów, których mieszkańcy oczekiwali pociechy, wsparcia i dobrej rady.

Na drodze krzyża, jaką był dla niej ogrom obowiązków i niepojęte morze łask, jakie zalewało jej duszę oddaną nieustannej rozmowie z Bogiem, odbierała jednocześnie liczne pocieszenia i słodkie nauki od Boskiego Oblubieńca. Mówił On do niej: „Wiedz dobrze, moja córko, że nieistotne jak bardzo człowiek pragnie mnie kochać, jeśli nie wstąpi na prostą ścieżkę pokory, wciąż będzie się potykał. Człowiek nosi w sobie kurz, który osiada naokoło jego serca; nazywa się on miłością własną. Człowiek jest pełen pychy i dumy, a Ja nie mam z nimi nic wspólnego. Tylko pokorni znajdują łaskę pod moim spojrzeniem. Ten kto pragnie kosztować moich rozkoszy, musi pogardzać światem i oczekiwać dla siebie od niego w zamian tego samego”.

Błogosławiona służebnica Boża była tak skromna, iż obraz jej osoby poznajemy właściwie wyłącznie z relacji osób, które miały szczęście się z nią zetknąć. Nawet jej własne dzieci przejmowało zdumienie, gdy po śmierci matki dowiadywały się o tajemnicach jej nadzwyczajnego życia, o których ona sama nie mówiła. Szereg cudownych zdarzeń, jakie były udziałem jej ziemskiej drogi, został poświadczony przez zaprzysięgłych świadków podczas procesu beatyfikacyjnego. Spowiednik Błogosławionej ksiądz Raffaele Natali spisywał na bieżąco jej mistyczne przeżycia i doświadczenia jej życia.

Anna Maria Taigi zmarła w opinii świętości i zaraz po śmierci zaczęto zbierać dokumentację do jej procesu beatyfikacyjnego, który rozpoczął bł. Pius IX, dokończył zaś Benedykt XV w roku 1920. Jej ciało zachowane w stanie nienaruszonym spoczywa w rzymskiej bazylice Świętego Chryzogona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz